Opuszczając Namche Bazar i podążając dalej w kierunku północnym w pewnym momencie przekraczamy niewidzialna granice, za która z każdym kolejnym krokiem coraz wyraźniej wyczuwalna jest unosząca się w powietrzu atmosferę doniosłości. Majestatyczne, acz surowe piękno, którego stajemy się stopniowo świadkami mimo, że majaczy jeszcze wciąż daleko w oddali daje jednak w zasadzie od momentu opuszczenia Namche Bazar jasno do zrozumienia, ze wkroczyliśmy do królestwa gór, w którym nawet na tak popularnym trakcie jakim jest szlak do bazy pod Mount Everestem panują surowe zasady. I o ile wśród zagranicznych turystów wcale nietrudno o nonszalancje w stosunku do gór o tyle wyraźnie widoczne skupienie i pewna nerwowość wśród szerpów prowadzących swoje stada w wyższe partie Himalajów wymownie świadczą o tym, że wypadki stanowią tu jedną ze składowych prozy życia codziennego. Ścieżka z Namche bowiem mimo, ze w pierwszej fazie biegnie w zasadzie poziomo i trawersuje kilka potężnych żeber wyrastających ze stoku, który wzbija się wysoko po naszej lewej stronie jest jednak miejscami wąska i przepadzista. Stad też konsekwencje upadku w przepaść zwierzęcia czy tez człowieka nie trudno przewidzieć, czego świadkiem będziemy zresztą na wąskiej grani prowadzącej już bezpośrednio do bazy pod Everestem gdzie na ścieżce nie starczyło miejsca dla jednego z obładowanych towarem jaków...
Etap drogi z Namche Bazar to również pierwsza dogodna okazja ujrzenia Najwyższego z Najwyższych choć trzeba uczciwie przyznać, ze z tej perspektywy nie prezentuje się On jeszcze specjalnie okazale w przeciwieństwie natomiast do górującej przed nami i mieniącej się w blasku zachodzącego słońca niemal siedmiotysięcznej iglicy Ama Dablam. I mimo, ze konkurencja jest naprawdę mocna, cale morze gór piętrzy się przecież przed nami, bezdyskusyjnie to właśnie ona zasługuje na miano najpiękniejszej, przynajmniej na tym etapie wędrówki.
Zmiana otoczenia na wysokogórskie nie idzie bynajmniej w parze z zubożeniem infrastruktury turystycznej. Tak więc w zasadzie, co rusz mijamy kuszące kramiki z herbata, słodyczami i pamiątkami, a jeśli nagle ogarnęłoby nas zmęczenie lub z jakiegokolwiek innego powodu chcielibyśmy wcześniej zatrzymać sie na noc rowniez i z tym nie ma większego problemu, hotelików jest bowiem na trasie pod dostatkiem. My jednak z żelazną konsekwencja trzymamy się planu. Zgodnie z nim zamierzamy więc dotrzeć do miejscowości Tengboche położonej na wysokości 3900m n.p.m. To już jedno z ostatnich miejsc na trasie gdzie na opał używa się drzewa. Wyżej i dalej warunki dla bardziej zaawansowanej wegetacji staja się już nazbyt surowe, tym samym za opał zamiast drewna służą z powodzeniem wysuszone odchody jaków.
Dla nas to jednak większego znaczenia nie ma. Grunt żeby przynajmniej w sali kominkowej temperatura była dodatnia, co nie zawsze na trasie jest standardem, w przeciwieństwie do ujemnych temperatur w pokojach w ciągu nocy, które o tej porze roku dziwić jednak absolutnie nie mogą.
Tengboche to według wielu opracowań jeden z najlepszych punktów widokowych na cała grupę Everestu oraz wspomniana wcześniej Ame Dablam. Ponadto znajduje się tu jeden ze słynniejszych w tej części Himalajów klasztorów buddyjskich. Niestety w wyniku pożaru w 1989 roku został on niemal doszczętnie zniszczony i mimo, ze dzięki międzynarodowemu wsparciu w 2006 roku został całkowicie zrekonstruowany to uczciwie trzeba powiedzieć, ze rezultat jego odbudowy wdziękiem bynajmniej nie powala. Ale przecież to nie aspekt estetyczny stanowił podstawowy czynnik inicjujący odbudowę klasztoru i najważniejsze, ze misja duchowa instytucji jest w dalszym ciągu kontynuowana.
Ale wrócimy jeszcze na chwile na trasę. Po pokonaniu pierwszego etapu, którym jest wspomniany wcześniej całkiem wygodny trawers potężnego zbocza, które wyrasta zaraz za Namche Bazar nim dotrzemy do Tengbche czeka nas jeszcze zejście do głęboko wciętej w himalajski trzon doliny Dushi Kosi gdzie położona jest osada Phunki Tenga (3250m n.p.m.), a wraz z nią ostatni punkt kontrolny na szlaku. Dopiero po jego przejściu czeka nas ostatni etap dzisiejszej wędrówki, którym jest wcale nie do pozazdroszczenia strome podejście do Tengboche. Przez większość czasu ścieżka wznosi się stromo zakosami wśród lasu, by dopiero na sam koniec lekko złagodnieć, dając chwile na złapanie oddechu, by następnie przejść przez kamienną bramę oznaczająca wejście do osady i zachwycić się wspaniałym widokiem, który podobno roztacza sie stad na cala grupę Everestu. My niestety tyle szczęście dzisiaj nie mamy. Zamiast zapierających dech w piersiach widoków borykamy się z gęstym opadem śniegu, który niczym teatralna kurtyna przysłonił zakrył cała scenę i głównych aktorów przedstawienia, które codziennie się tu rozgrywa. Cóż, spóźniliśmy się. Może innym razem będziemy mieć więcej szczęścia. W każdym bądź razie kolejny dzień wędrówki zaczniemy już w zimowej scenerii, która towarzyszyć nam będzie praktycznie aż do powrotu...
Ceny (Tashi Delek Lodge):
nocleg 200NPR za pokój
herbata czarna (kubek) 50NPR
herbata mleczna (kubek) 100NPR
herbata imbirowa (mały termos) 350NPR
chowmein z kurczakiem 400NPR
dal bhat wegetariański 500NPR
dal bhat z kurczakiem 600NPR
owsianka z mlekiem 350NPR
owsianka nepalska 250NPR
Sklep w Pangboche:
mała paczka krakersów 60NPR
fasola w sosie pomidorowym (puszka) 250NPR
tuńczyk w oleju (puszka) 200NPR