Zgodnie z przedwyjazdowymi założeniami ostatnim etapem podróży ma być trekking wzdłuż wybrzeża Bajkału. W tym celu wracamy więc na stały ląd i kierujemy się w stronę zagubionej wśród tajgi osady Buguldejka będącej w czasach świetności Związku Radzieckiego jednym z kilku ważniejszych punktów przeładunkowych surowców transportowanych po Bajkale. Stąd podążając wzdłuż wybrzeża planujemy dotrzeć w przeciągu trzech dni do Listwianki, a dalej bezpośrednio już wodolotem rzeką Angarą do Irkucka. Na realizację planu mamy jednak zaledwie sześć dni, nie dysponując niestety przy tym żadną rezerwą czasową. Bilety na pociąg mamy już bowiem wykupione, a gdyby nawet istniałaby mozliwość ich zwrotu to i tak ważność wizy wygasa w wyraźnie sprecyzowanym i co gorsza nieprzekraczalnym terminie. Dłuższy pobyt na terytorium Rosji grozić więc może karą pieniężną na co z pewnością pozwolić sobie nie możemy.
W związku z powyższym musimy się spieszyć. Położenie Buguldejki na zupełnym odludziu sprawia jednak, że już od momentu opuszczenia Olchonu pojawiają się spore problemy ze złapaniem jakiegolwiek transportu w stronę osady. Po całodniowej posusze w końcu łapiemy zdezelowaną ciężarówkę, którą dojeżdzamy jaednak zaledwie do połowy trasy i utykamy na dobre w samym centrum syberyjskiej tajgi. Po nocy spędzonej w lesie wcześnie rano ponownie wychodzimy na drogę w nadziei, że jeszcze przed południem uda nam się dotrzeć do celu, do którego zostało niespełna zaledwie czterdzieści kilometrów. Niestety i tym razem szczęście nam nie dopisuje, droga bowiem jest zupełnie pusta. Nie mając nie do stracenia idziemy więc pieszo, czekając na pierwszą okazję, która nadarza się dopiero po kilku godzinach marszu. Jest nią o dziwo lokalna marszrutka kursująca do osady z częstotliwością trzech razy w tygodniu.
W obliczu zaistniałychproblemów natury logistycznej do Bugudjejki docieramy niestety mocno spóźnieni. Strata dwóch dni stawia więc pod dużym znakiem zapytania sens rozpoczęcia trekkingu do Listwianki. Jakiekolwiek opóźnienie przynieść może bowiem brzemienne w skutkach konsekwencje, które mogą nas zbyt dużo kosztować by podejmować ryzyko. Dlatego rozsądek bierze górę nad ambicją i pozostałe do wyjazdu dni spędzamy w bliskiem sąsiedztwie Buguldejki, organizując każdodniowo dzienne wypady w głąb syberyjskiej głuszy.