Naprzekor przedwyjazdowym założeniom w zasadzie juz od samego początku trekkingu nie potrafię przejść obojętnie obok rachitycznych gospodarstw, które mijamy po drodze. Wydobywajacy sie z kurnych chat dym i zapach palonego drewna, widok zaprzezonych na skromnych poletkach jakow czy wreszcie ciekawskie spojrzenia umurosanych dzieci. Wszystko to nie pozwala na kontemplacje otaczającej nas przyrody, a w szczególności bielacych sie wokół wierzcholkow Himalajow. I mimo, ze to one stały sie powodem naszej wyprawy podgladanie zwykłego życia Tybetanczykow przynajmniej na tym etapie górskiej tulaczki wydaje sie zdecydowanie ciekawsze.
Niewątpliwie służy ku temu dodatkowy dzień, który spędzamy w Namche Bazar. Korzystając z okazji w ramach aklimatyzacji i zaspokojenia własnej ciekawości udajemy sie więc z wizyta do pobliskiej osady Khude położonej na wysokości 3700m n.p.m.
Bloga ulga związana z brakiem uprzykrzajacego życie ciężkiego plecaka, a przede wszystkim zrzucenie krepujacych ruchy ciężkich kajdanow konieczności zrealizowania dziennego planu drogi pozwalają w końcu, choć na chwile wzbic sie ponad codziennośc i poszerzyć nieco spektrum widzenia. Dzięki temu możemy skupić sie na rzeczach, które podczas kazdodziennego tyrania z plecakiem wsród gwarnej kawalkady turystów schodzą na dalsze tło na rzecz najbardziej podstawowych ludzkich potrzeb i słabości jak głód, pragnienie, zmęczenie, irytacja, sen. Dzisiejszy dzień jest jednak inny. Stanowi miła odskocznie od stresu, wydarzeń poprzedniej nocy, tłumu ciagnacych do góry turystów, na potrzeby których lokalne tradycje, zwyczaje i filozofia stopniowo zanikają i sa wypierane przez zachodnie standardy, których świadkami byliśmy chociażby wczoraj...
Na szczęście zle pojęty postęp wraz ze świta wszystkich jego negatywnych konsekwencji nie zdarzyły jeszcze zapukac do wszystkich tybetanskich drzwi. Dlatego choć rejon Everestu to jedna z najbardziej obleganych przez turystów części Nepalu okazuje sie jednak, ze wystarczy zejść z głównego szlaku, by przekonać sie, ze tuż obok życie toczy sie zupełnie innym biegiem. Bo zaledwie dwie godziny marszu, które dziela Namche Bazar z osada Khude (której podobnych jest z pewnością jeszcze tyle ile wciąż dziewczych wierzcholkow Himalajow) to na tyle odległy dystans, by jak dotąd swobodna komunikacja w języku angielskim stała sie praktycznie niemożliwa i zastąpiła ja żywiołowa gestykuluja, a zimna kalkulacja i wyrafinowanie przerodziło sie nieoczekiwanie w gorąca życzliwość i dziecieca ciekawość. Stad tez podczas spaceru po osadzie naprawdę nie trzeba wiele, by najpierw znaleźć sie pod ostrzalem spojrzen ciekawskich dzieci, a następnie juz pod byle pretekstem stanąć wewnątrz kurnej chaty i usiąść przy wspólnym stole z zamieszkująca ja rodzina i w momencie przesiaknac gęstym dymem klebiacym sie w jej wnętrzu, a potem ciepła atmosfera domowego ogniska. I wreszcie podjety mleczna, tłusta herbata oraz kieliszkiem lokalnej wódki rozpocząć nieśmiało dialog. A kiedy wszelkie lody juz ostatecznie zostana przelamane zdjac sztywna maske doroslosci i zaczac wyglupy z zaczepiajacymi nas od jakiegos czasu dzieciakiami, podgladajac jednocześnie jedyny w swoim rodzaju wypiek tybetanskiego chleba oraz innych regionalnych potraw.
I to nic, ze cała scena rozgrywa sie w ciasnej izbie gdzie oprócz starego, przekrzywionego stołu stoi jeszcze osmolony, zeliwny piec, gdzie ławy, na których siedzimy w ciagu nadchodzącej nocy bedą pełnić funkcje lozek, gdzie wreszcie stały dostęp do prądu i bieżąca woda wcale nie sa standardem lecz luksusem, na który goszcząca nas rodzina długo nie będzie mogła sobie jeszcze pozwolić. I mimo, ze dotyk nowoczesności jest jej doskonale znany to po autentycznej szczerości bijącej z twarzy wszystkich zgromadzonych w izbie osób zawiść w stosunku do białych przyjezdnych z pewnością jeszcze nie. Bo w przeciwieństwie do nas - pretendujacych do miana ludzi sukcesu i posiadaczy nowoczesnych, precyzyjnych zegarków to oni maja bezcenny czas, który chroni przed bezmyślna pogonia za nieosiagalnym, i którego tak bardzo, siedząc tu i teraz zazdrościmy. Bo juz jutro o tej samej porze nawet mimo obecności w samym sercu Himalajow, kontemplacji przyrody i degustacji chwili nie będzie wcale przeszkadzać ciążacy plecak lecz krótki urlop i związane z nim napięte terminy, których niedotrzymanie w konsekwencji nie pozwoli na zrealizowanie przedwyjazdowych planów, ktore nierzadko w ciezkich dla nas chwilach stanowiły przyjemma odskocznie od wszystkich codziennych stresów zupelnie nieznanych ludziom, z którymi obecnie przebywamy...