Postój w Tengboche pomimo niespodziewanej zmiany warunków pogodowych okazuje się jak dotąd najlepszym miejscem sprzyjającym zarówno fizycznej regeneracji jak i umysłowemu wypoczynku. Oddalona z dala od gwarnego Namche Bazar i położona wśród bujnego lasu osada, sądząc przynajmniej na podstawie frekwencji turystów i faktu, ze znaczne ich grono, które tu dociera kontynuuje wędrówkę dalej zdaje się być więc w głównej mierze zaledwie punktem przelotowym na trasie. Na ile ma to pokrycie z rzeczywistością ciężko jednak ocenić. Na miejsce docieramy bowiem jeszcze przed rozpoczęciem wiosennego sezonu. Tym samym sytuacja, w której się znajdujemy ma w zasadzie tylko same zalety. W schronisku, jednym z zaledwie czterech w całym Tengboche jesteśmy praktycznie sami, ciesząc się nie tylko ciszą i spokojem, ale oprócz tego przyjemną temperaturą w sali kominkowej oraz trzeba przyznać tanim, pożywnym i wyjątkowo smacznym jedzeniem. Co dobre jednak szybko się kończy i zanim się oglądamy wstaje nowy dzień, a wraz z nim konieczność rozpoczęcia kolejnego etapu wędrówki tym razem do miejscowości Pheriche położonej na wysokości 4250m n.p.m.
Do zasadniczych zalet naszego położenia należy również dodać, ze pomimo obfitych opadów śniegu w ciągu nocy poranek wita nas niczym niezmąconym błękitem nieba. Owszem jest biało i niebezpiecznie ślisko niemniej roztaczające się wokół widoki całkowicie rekompensują wszelkie niedogodności. Zresztą dalecy jesteśmy od jakiekolwiek malkontentyzmu. Góry w zimowej szacie prezentują się bowiem znacznie bardziej okazałe aniżeli jeszcze wczoraj. W bojowych nastrojach wyruszamy więc w dalszą trasę, mając nadzieję "zaliczyć" dzisiejszy etap w zakładanym przez nas czasie. Dokładne studium mapy zarówno jeszcze przed wyjazdem jak i dla potwierdzenia jeszcze wczoraj wieczorem nie wskazują zresztą na większe trudności podczas dzisiejszego odcinka. Jakby na potwierdzenie słuszności naszej niezwykle wyszukanej tezy drogę zaczynamy więc delikatnym zejściem do miejscowości Deboche, w której oprócz kilku hotelików i gospodarstw znajduje się również żeński klasztor buddyjski. W dalszym odcinku drogi przekraczamy rzekę po nowo wybudowanym moście (stary został zerwany, a jego szczątki opadają bezwładnie w głąb urwiska, czekając na swoją ostateczna agonię i upadek na dno przepaści) i po mniej więcej godzinie docieramy do kolejnej miejscowości Pangboche, która de facto jest ostatnią osadą zamieszkaną przez cały rok.
Do tego momentu szlak jest stosunkowo pusty. Zapełniają go jedynie nieliczni turyści, którzy tak jak my na nocleg zatrzymali się albo w Tengboche, albo we wspomnianym Deboche. Po dotarciu do Pangboche sytuacja jednak diametralnie się zmienia. Na trasę masowo wychodzą bowiem zorganizowane wycieczki, spowalniając skutecznie ruch na szlaku, a miejscami nawet go blokując. Wąska ścieżka na tym etapie drogi uniemożliwia jakiekolwiek manewry dlatego zamiast podziwiania rosnącej w oczach wspaniałej iglicy Ama Dablam, co najwyzej rośnie nasza irytacja, którą jednak musimy zachować dla siebie. Czy nam się to podoba, czy też nie i niezależnie czy brzmi to jako wyświechtany banał góry są przecież dla każdego dlatego obecność kogokolwiek na szlaku trzeba zaakceptować i uszanować. Ciężko jednak oprzeć się wrażeniu, że niestety coraz mniej tych gór zostaje dla świadomego turysty i pasjonata, który ceni sobie cieszę i spokój, a coraz więcej dla przypadkowego "każdego".
Powyższa refleksja być może nieco z osobistym odcieniem goryczy i bynajmniej nie będąca wyłączenie rezultatem dotychczasowych doświadczeń z himalajskiego szlaku lecz również z innych górskich ścieżek świata, wliczając te rodzime w późniejszym etapie wędrówki na szczęście przybierze bardziej optymistyczny wydźwięk. Zadecyduje o tym dosłownie zaledwie garstka zapaleńców, którzy podobnie jak my postanowili na przekór wszystkim pokusom ułatwiającym trekking zmierzyć się z górami i z własnymi słabościami indywidualnie.
Oczywiście istnieją powody, w których kontekst sytuacji bezwzględnie wymusza posiłkowanie się pomocą zarówno przewodnika jak i tragarzy. W podobnych okolicznościach jakakolwiek polemika rzecz jasna jest bezdyskusyjna, niemniej sądząc po przekroju i zachowaniu mijanych po drodze ludzi zwykły kaprys i nonszalancja z cała stanowczością do tych okoliczności nie należą.
Odłóżmy jednak na bok wszelkie dywagacje. Mniej więcej godzinę drogi od Pangboche docieramy bowiem do newralgicznego miejsca dzisiejszego etapu, którym jest rozwidlenie szlaków. Oznaczone jest ono dużych rozmiarów narzutowym głazem ozdobionym tybetańską symboliką, której znaczenia jednak nie znamy. Droga na lewo, wzbijająca się w oddali na małą przełęcz prowadzi do celu dzisiejszego etapu osady Pheriche. Droga schodząca do doliny prowadzi natomiast do większej lecz położonej o dwieście metrów wyżej w stosunku do Pheriche miejscowości Dingnoche. I to ona właśnie szczęśliwie cieszy się zdecydowanie większą popularnością wśród turystów, dlatego wybierając szlak do Pheriche od tego momentu do samego celu dzisiejszego etapu trzeba przyznać zmęczeni i mocno odurzeni wysokością wędrujemy już zupełnie sami...
Ceny:
Nocleg (Himalaya Lodge Pheriche) 100NPR za pokój
owsianka 350NPR /duża porcja 400NPR
herbata (kubek) 80NPR
herbata z mlekiem (kubek) 100NPR
mały termos herbaty 350NPR
chwomein warzywny 380NPR
dal bhat warzywny 550NPR
dal bhat z mięsem 650NPR