Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Szlakiem Jedwabiu i Herbaty...    W stolicy Mongolii...
Zwiń mapę
2009
05
sie

W stolicy Mongolii...

 
Mongolia
Mongolia, Ulan Bator
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15843 km
 
Czekająca nas długa i męcząca podróż wymuszała potrzebę zrobienia zakupów. Z kolei obawa przed rozleniwiającą wskazówki naszych zegarków monotonią pustynnego krajobrazu, który miał nam towarzyszyć za oknami pociągu właściwie aż do samego Ułan – Bator sprawiła, że postanowiliśmy urozmaicić sobie spędzany w nim czas na degustacji specjałów lokalnej kuchni. Dlatego też opuściliśmy na chwilę zatłoczony peron, kierując swe kroki w stronę ustawionych w długim rzędzie i ciągnących się aż do końca miasta sklepów, w których to mieliśmy nadzieję odnaleźć dotychczas nieznane nam smaki i potrawy. Bo mimo, że Zamyn – Ud jest tylko niewielką mieściną to właśnie sklepy i przydrożne bary stanowią znaczną część całej jego zabudowy. Ich liczba choć imponująca niestety nie idzie jednak w parze z oferowanym asortymentem, który jest bardzo ubogi, a i ceny niektórych produktów w szczególności warzyw i owoców przyprawiają o ból głowy. Nie mniej jednak wszelkie niedogodności związane z deficytem poszczególnych produktów bez wątpienia rekompensuje obecność na półkach sklepowych prawdziwego, świeżo wypieczonego chleba, którego intensywny, rozchodzący się w powietrzu zapach drażni nozdrza wygłodniałego wędrowca, a w szczególności tego kto powraca z długiej podróży po Chinach – krainie, w której smak chleba dla jej mieszkańców jest wciąż nieznany. Dlatego i my nie mając w ustach chociażby kęsa czerstwego pieczywa właściwie od momentu opuszczenia Kaszgaru, spoglądając łapczywie na pełne półki przyrumienionego chleba i innych wypieków sprawiamy wrażenie, co najmniej dziwne. Balansując tak naprawdę pomiędzy skrajnymi uczuciami euforii i rozpaczy dopiero po jakimś czasie dociera do nas że to właśnie pospolita kanapka, a nie miska ryżu, z którą zdążyliśmy się już na tyle zżyć, by nie czuć żadnego dyskomfortu z powodu nieobecności w naszej diecie pieczywa stanowi żelazną pozycję w jadłospisie każdego europejczyka, za których w dalszym ciągu się przecież uważamy. I to nawet mimo grubej warstwy brudu szczelnie okalającej nasze ciała, która wraz z długą brodą z każdym upływającym dniem coraz skuteczniej kamufluje nasze europejskie pochodzenie, upodobniając nas raczej do potomków Chingis Chana aniżeli Mieszka Pierwszego.
Oprócz pieczywa półki sklepowe zapełniają plastikowe butelki równie długo dla nas niedostępnego, świeżego i co warte pokreślenia krowiego, a nie jak to miało miejsce w Chinach sojowego mleka oraz innych przetworów mlecznych będących oprócz tłustego mięsa podstawą diety każdego Mongoła. O ile jednak pieczywo i nabiał stanowią dla nas niezmiernie miłe zaskoczenie o tyle jednak szeroki wybór naszych rodzimych, polskich produktów począwszy od wszelkiego rodzajów sałatek i dań w słoiku, a skończywszy na nieśmiertelnych, osładzających smak dzieciństwa drażach „Korsarz” i „Wafelkach Familijnych” sprawia, że przecieramy z wrażenia oczy, zastanawiając się jednocześnie na fenomenem ich popularności w miejscu, które powszechnie uznawane jest niesprawiedliwie za peryferia świata. Co ciekawe jednak ich cena jest bardzo konkurencyjna w stosunku do gorszych, co wcale jednak nie oznacza, że złych, rosyjskich odpowiedników.
Po udanych choć niespodziewanych zakupach, dźwigając reklamówki pełne świeżutkich bochenków chleba i… słoików ogórków konserwowych marki „Urbanek” świetnie komponujących się ze smakiem mongolskiej wódki wracamy na peron i wsiadamy do pociągu. Towarzyszy nam para Polaków – w zasadzie pierwszych rodaków spotkanych podczas naszej tułaczki po Azji. Krótka rozmowa (mają oni bowiem miejsca w innym wagonie) po raz kolejny dowodzi, że świat, w którym żyjemy jest na tyle mały by oprócz tego, że w samym sercu Pustyni Gobi spotkać rodaków ze Śląska to dodatkowo spotkać osoby, z którymi…pracowało się na co dzień w jednej instytucji. Niezbicie dowodzi tego przykład dwóch…Pawłów wspólnie pracujących przez jakiś czas w jednym z urzędów śląskiej konurbacji.
Pociąg, którym jedziemy zasadniczo nie różni się od tych, którymi przemierzaliśmy tysiące kilometrów po terytoriach należących niegdyś do „Imperium”, a dzisiaj stanowiących już niepodległe państwa. Dlatego obecność rosyjskiego składu i w tych stronach dziwić nie może. Szeroki rozstaw torów oprócz tego, że nie pozwala na jazdę innych, nieprzystosowanych ku tego pociągów (takie rozwiązanie podyktowane zostało względami strategicznymi wykluczało bowiem możliwość szybkiego przemieszczania się wojsk potencjalnego wroga) przypomina jednocześnie o tym, że i Mongolia swego czasu znajdowała się w strefie wpływów Sowietów. Ich obecność w tych stronach odcisnęła tu na tyle duże piętno, by zmienić charakter stolicy kraju będącej obecnie niczym innym jak tylko ogromnym, betonowym molochem o mocno podupadłym, industrialnym charakterze. Dzisiaj konsekwencją tego stanu rzeczy jest wysoki odsetek bezrobocia, a także związanym z nim niestety równie duży wskaźnik przestępczości reprezentowanej przede wszystkim przez drobnych złodziei, których ofiarami stają się najczęściej zagraniczni turyści. I nawet jeśli miasto stara się walczyć z niechlubnym wizerunkiem, mając przy tym światowe aspiracje przejawiające się w postaci wystawnych witryn sklepowych, luksusowych firm czy też nowobogackich osiedli to nie dość, że wciąż z pewnością do najbezpieczniejszych nie należy i jak zgodnie stwierdzamy jest miejscem, w którym po raz pierwszy w trakcie naszej podróży czujemy się na tyle niepewnie by spacery po mieście ograniczać w zasadzie do koniecznego minimum.
Pech jednak niestety chce, że miasto zatrzymuje nas na dłużej. Ponieważ gościny udziela nam jednak hostel „U Serge’a”, którego właścicielem jest przesympatyczny Mongoł – Serge płynnie mówiący po…czesku wspomnienia z pobytu w Ułan – Bator mamy całkiem przyjemne. W tym miejscu zresztą uczciwie trzeba przyznać, że miasto choć cieszące się powszechnie złą sławą oferuje kilka ciekawych zabytków wartych odwiedzenia, a nie wszyscy jego mieszkańcy to ludzie o szemranej przeszłości dlatego nawet i tu spotykamy się często z przejawami sympatii i życzliwości. Z kilkoma spotkanymi Mongołami rozmawiamy nawet po…polsku, którego jak się dowiadujemy nauczyli się handlując na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie albo po prostu studiując. Dlatego ów fakt tłumaczy niezwykłą popularność w sklepach polskich produktów, których wybór w Ułan – Bator jest niezwykle szeroki, a którego to nie powstydziłby się niejeden polski sklep w…Wielkiej Brytanii.
Serge okazuje się niezwykle uczynnym człowiekiem. Mimo, że zakres jego usług jest całkiem szeroki z pewnością nie obejmuje pośrednictwa wizowego(min. organizuje transporty na Pustynię Gobi oraz inne zakątki Mongolii etc.). Nie mniej jednak jego spontaniczna pomoc w ambasadzie rosyjskiej okazuje się nieoceniona. Stąd też nie dziwi fakt, że hostel i on sam cieszy się dużą estymą wśród podróżników z całego świata przede wszystkim jednak z…Czech. Niestety jednak nawet i on sam znający tutejsze realia nie ma pomysłu na przezwyciężenie opieszałości rosyjskich urzędników, która bardziej niż biurokracja krępuje nam ręce, każąc czekać na audiencję u konsula kilka dni. Ostatecznie jednak pomyślna dla nas weryfikacja przedstawionych dokumentów zdobytych dzięki nieocenionej pomocy znajomego z Polski sprawia, że w końcu składamy paszporty i uiszczamy stosowną opłatę za 30 – dniowe wizy rosyjskie dlatego nie żałujemy straconego czasu, traktując pobyt w Ułan - Bator w kategoriach sukcesu. A ponieważ na odbiór paszportów musimy poczekać nie krócej niż siedem dni dlatego nadchodzący tydzień postanawiamy spędzić w poszukiwaniu jedynego w całej Mongolii ocalonego przed agresją bezlitosnych buldożerów i czołgów wykonujących bez mrugnięcia oka grabieżczą politykę Stalina buddyjskiego klasztoru, zaszytego gdzieś w samym sercu gór Gorkhi – Terelj, w stronę których udajemy się zaraz po opuszczeniu gmachu ambasady rosyjskiej lokalnym autobusem wraz z cała rzeszą lokalnych handlarzy powracających do swych jurt i domostw po sprzedaniu całości swych wyrobów.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (13)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017