Pięć dni i cztery noce spędzone w pociągu. Mniej więcej tyle wynosi czas przejazdu z Azji do Europy. W międzyczasie przesiadka w Jekaterynburgu. To w zasadzie jedyna okazja na trasie do rozprostowania kości, przy jednoczesnym uzupełnieniu zapasów na dalszą cześć podroży.
Pięć dni i cztery noce. To niepowtarzalna okazja do nawiązania nowych znajomości i tym samym poznania prawdziwego oblicza Rosji z perspektywy jej zwykłego obywatela rozgoryczonego otaczającą go rzeczywistością.
Pięć dni i cztery noce. To dokładnie tyle ile potrzebujemy na podsumowanie całej wyprawy i zastanowienie się nad nadchodzącą przyszłością. To również rzadka sposobność doświadczenia zza okna pociągu ogromu Syberii i całej Rosji wraz ze wszystkimi jej aspektami zarówno przyrodniczymi jak również całą resztą innych natury społecznej.
Pięć dni i cztery noce. To wreszcie tyle, by w końcu poczuć się jak w domu... Bo mimo, że przestrzeń życiowa ogranicza się w pociągu, którym jedziemy zaledwie do kilku metrów kwadratowych pozwala jednak na funkcjonowanie według rytmu zbliżonego do tego, do którego zwykliśmy przywyknąć na co dzień w domu.
Jest więc czas na obiad i śniadanie, poranną kawę, posłanie łóżka, chwilę dla siebie... Telewizję z powodzeniem zastąpi tu okno pociągu, w którym każdy znajdzie coś dla siebie spośród szerokiej gamy programów o tematyce przyrodniczej, podróżniczej czy też bezpośrednich reportaży z cyklu "Z życia wzięte.."
Na nudę narzekać więc nie sposób. Zresztą zawsze znajdzie się ciekawy nas sąsiad, z którym można porozmawiać na każdy temat czy to przy filiżance herbaty, butelce piwa, czy nierzadko też przy kieliszku wódki. Toż to w końcu Rosja. Lecz alkohol tutaj to coś więcej niż tylko trunek. To obyczaj. Obowiązkowy obrządek uświetniający bądź to nawiązanie nowej znajomości czy też zwykłego spotkania. Bo czemu ma być ono wyłącznie jednym z wielu, opartym na powielaniu tych samych wyświechtanych schematów skoro można postarać się by było inne, upływające w atmosferze wzajemnego szacunku, a którego rezultatu nie sposób przewidzieć?
Czas w pociągu upływa więc szybko. Tym szybciej im efektywniej wykorzystujemy kilkunastominutowe postoje na stacjach. Stanowią one bowiem atrakcję samą w sobie za sprawą ożywionych targów z osławionymi "babuszkami". Ich konsekwencją są oczywiście zakupy specjałów lokalnej kuchni zmieniających się w zależności od strefy geograficzno –kulturowej, do której w danym momencie docieramy. Nad Bajkałem i całej Syberii królują wiec ryby i raki przyrządzone w zasadzie w każdej możliwej postaci. Poza tym orzeszki cedrowe oraz inne owoce lasu. Im bliżej Europy tym więcej produktów mącznych. Są więc pirożki, czieburieki oraz często goszczące na naszych stołach pierogi w przeróżnych wariacjach. Oprócz nich świeże, cieplutkie obiady "domowe", których zapachy, rozchodząc się w powietrzu nie pozwalają oprzeć się wielkiej pokusie ich kupna.
Przez pięć dni więc sporo jemy, sporo pijemy. Trochę również czytamy, trochę piszemy. Ale tak naprawdę czujnym okiem podglądamy i obserwujemy życie, które się tu toczy. Wjeżdżamy tymczasem do Europy, zostawiając Syberię daleko w tyle. Z wyjątkiem krajobrazu nic jednak nie ulega zmianie. Skrajna nędza przeplata się tu wciąż z ubóstwem, gdzieniegdzie urozmaiconym tylko nieprzyzwoitym przepychem wyrosłym gdzieś na peryferiach mijanych przez nas miast. Klasy średniej nie ma, zresztą jak i w całej Rosji. Ale fakt jest faktem i za oknem pociągu rozciąga się już tylko Europa. Z każdym przejechanym kilometrem coraz bardziej ujarzmiona, coraz bardziej ucywilizowana, coraz bardziej nowoczesna. Ot tak, taka zwykła, europejska. Jak zatem będzie na Krymie? Zobaczymy.
Póki co wczesnym rankiem wysiadamy w Krasnodarze, a wraz z nami ludzie, z którymi podróżowaliśmy. Niewiele więc ulega zmianie. Na peronie wciąż obecne są babuszki oferujące podróżnym swe specjały. Zatem chyba źle nie będzie bo mimo, że to już Europa wyraźny powiew Dalekiego Wschodu wciąż czuć wyraźnie w powietrzu…