Wszystko tak naprawdę zaczęło się jeszcze we Lwowie podczas powrotu z pierwszej wyprawy w głąb Azji. Jej zasadniczym celem była wówczas eksploracja północno – zachodnich wybrzeży Bajkału, a wraz z nim okalających go zewsząd górskich pasm Syberii z Sajanami Wschodnimi na czele. W ten oto sposób upłynęły nam jak dotąd najdłuższe i zdecydowanie najciekawsze wakacje w życiu. Niezmiernie szkoda tylko, że ostatnie …Wracając bowiem z samego serca Syberii do Polski zamykaliśmy ostatecznie studencki rozdział naszego życia, a wraz z nim traciliśmy na zawsze wszelkie przywileje z nim związane. Niemniej nawet w obliczu tak niesprzyjających okoliczności powrotowi do domu towarzyszyło i tak wyraźne poczucie spełnienia. Dopięliśmy w końcu przecież tego, co przez długi czas znajdowało się wyłącznie w sferze marzeń, wydając się niemożliwym do realizacji. A wystarczyło tylko wsiąść do pociągu by wracając z podróży choć przez chwilę poczuć się niczym obyci w bojach podróżnicy, a przy okazji jak z prawdziwego zdarzenia geografowie. No bo oprócz świeżo zdobytych papierów na wykonywanie tego fachu zawodowo mogliśmy pochwalić się jak nam się przynajmniej wówczas zdawało również całkiem pokaźnych rozmiarów materiałem dydaktycznym w postaci zdjęć oraz niemałym już bagażem doświadczeń zebranych podczas tej dotychczas wciąż jedynej wyprawy poza kontynent europejski.
Szybko miało się jednak okazać, że inni równie ciekawi tego świata, z którymi mieliśmy okazję wracać transsybirem z Azji mieli ten bagaż zdecydowanie większy. Stąd też w naszych szeregach jednomyślnie zapadła decyzja by póki co przeżyciami specjalnie się nie chwalić, ograniczając się w zasadzie wyłącznie do rodzinnych prelekcji. Zresztą brak jakiegokolwiek pomysłu na nadchodzącą przyszłość, która do przyjazdu do Lwowa rysowała się raczej mgliście sprawiał, że i tak nie mieliśmy specjalnie wielu możliwości innych form prezentacji.
Z tych też oto pobudek lęk przed nieznanym z każdym przejechanym kilometrem szybko rósł w siłę, gasząc nasz mocno rozbudzony entuzjazm, który w momencie przekroczenia granicy rosyjsko – ukraińskiej w zasadzie już tylko tlił się, by całkowicie zgasnąć na peronie we Lwowie. Podświadomie jednak wiedzieliśmy, że powrót do domu nie oznacza długiej rozłąki z Azją, a wielki romans, który rozpoczął się między nami potrwa jeszcze długo i przetrwa niejeden kryzys. A ponieważ cel uświęca środki przymusowa emigracja musiała więc stać się faktem i to nawet znacznie szybciej niż się tego sami spodziewaliśmy. W ten oto sposób już niespełna po miesiącu od powrotu do Polski znaleźliśmy się w deszczowym Oxfordzie. Kilkumiesięczny pobyt bez wątpienia w jednym z najznakomitszych ośrodków nauki i kultury w świecie dawał sposobność podwyższenia, a wręcz spotęgowania własnych kwalifikacji zawodowych i językowych. My jednak mając jasno określoną wizję nadchodzącej przyszłości skorzystaliśmy z pobytu w Oxfordzie w nieco inny, bardziej przyziemny sposób, ograniczając się wyłącznie do skrupulatnego gromadzenia środków finansowych, które w głownej mierze mieliśmy spożytkować na sprzęt i organizację kolejnej wyprawy do Azji. A do jej szybkiej realizacji mniej lub bardziej świadomie w dużym stopniu zainspirowali nas spotkani w transsybirze ludzie (Kuba, Anka, Jabłona, Gregor, Aśka, Borys wielkie dzięki !!!).Oto jej efekt...