Miłe chwile spędzone we Lwowie mijają szybko. Początek kolejnego dnia przynosi natomiast jak to często bywa w takich sytuacjach zdecydowanie już mniej przyjemny stan objawiający się charakterystycznym bólem głowy i ogólnie nie najlepszym samopoczuciem. Nie można bynajmniej w żaden sposób wiązać go ze skażeniem powierza będącego przypomnijmy wynikiem wczorajszego wykolejenia cystern przewożących substancje podejrzanego pochodzenia. Według światowych mediów w chwili obecnej promień skażenia zatacza krąg dziesiątek kilometrów. Jego ekspansja niestety jest jednak jedynie kwestią czasu. Sprzyja jej bowiem korzystna sytuacja synoptyczna w tej części Europy.
Idziemy na dworzec, w pośpiechu by zdarzyć. Lecz nawet mimo to naszej uwadze nie umyka widok raz po raz mijanych ludzi ukrywających się za białymi maskami ochronnymi. Wydarzenia dnia poprzedniego nie pozostały więc bez echa choć z naszych obserwacji jednoznacznie wynika, że władza nie kwapi się specjalnie do udzielenia jakiegokolwiek wsparcia mieszkańcom miasta, ograniczając się wyłącznie do apeli z prośbą o pozostanie w domach. Jak okiem sięgnąć na próżno bowiem szukać punktów sanitarnych, w których poza uzyskaniem stosownych informacji dodatkowo istniałaby możliwość zaopatrzenia się w maski ochronne. Kto więc nie zrobił tego profilaktycznie wcześniej dzisiaj może mieć z tym nie lada kłopot. Z drugiej strony jednak, sądząc przynajmniej po reakcjach samych ludzi, którzy jak gdyby nigdy nic pochłonięci są obowiązkami dnia codziennego całe zdarzenie być może jest tylko rozdmuchaną do granic możliwości wiadomością, która na wyrost urosła do miana ekologicznej katastrofy. Tego w tej chwili oczywiście nie wiemy. Niemniej podejmując się jakiejkolwiek oceny z pewnością należy mieć również na uwadze fakt wydarzenia z pewnego kwietniowego dnia roku 1986 mającego miejsce zresztą całkiem niedaleko, którego początek wyglądał całkiem podobnie…
Pogrążeni w domysłach docieramy do dworca i po kilku chwilach wsiadamy do pociągu radzi, że opuszczamy w końcu Lwów. Już niebawem przecież będziemy cieszyć się niczym nieskażonym, rześkim górskim powietrzem przepełniającym nasze płuca podczas trekkingu w Tien – Szanie. Póki co jednak skazani jesteśmy wciąż na stęchłe, gorące, przepełnione zapachem potu powietrze wypełniające szczelnie pociąg, którym jedziemy. To sprawia, że tak prozaiczna czynność jak zainstalowanie się na naszych miejscach wysysa z nas siódme poty i po kilku minutach jazdy kleimy się dosłownie do siedzeń. Na szczęście reakcja ze strony obsługi pociągu jest natychmiastowa i po kilku minutach jazdy chłodzimy się już zimnym piwem. Dalsza podróż jawi się więc w dużo lepszej perspektywie...