Co tu dużo ukrywać. Tygodniowa wizyta na Krymie w głównej mierze upływa pod znakiem bezwstydnego leniuchowania. Po przyjeździe do Jałty, która staje się naszą bazą wypadową bez problemu wynajmujemy pokój, który oprócz tego, że wygodny jest przede wszystkim tani i w dodatku zlokalizowany w bliskim sąsiedztwie plaży. Tym samym więc jego usytuowanie sprawia, że każdy dzień pobytu rozpoczynamy i kończymy orzeźwiającą kąpielą we wciąż ciepłym o tej porze roku morzu. W międzyczasie rzecz jasna staramy się zwiedzać mniej lub bardziej spektakularne atrakcje okolicy, choć żar lejący się z nieba, a także tandetne kramiki szczelnie wypełniajace główny deptak Jałty jak i okalających ją nadmorskich miejscowości wabią nas swymi świeciadełkami, nie moblizując do jakiejkolwiek aktywności turystycznej. W związku z tym koncentrujemy się raczej na kulinarnej rozpuście, kąpieli morskiej oraz bezcelowym wałęsaniu się po uliczkach wiecznie zatłłoczonej Jałty aniżeli aktywnym zwiedzaniem półwyspu. Niemniej wszystko musi się w końcu przejeść stąd też trzy dni w ten sposób uprawianej turystyki to absolutne maksimum naszej wytrzymałości. Po ich upływie mamy bowiem serdecznie dość już plaży oraz gwarnej Jałty i dajemy upust swej frustracji, której wynikiem jest kilka mniej lub bardziej odległych wypadów po okolicy. W pierwszej kolejności więc opuszczamy tłoczne miasto i udajemy się w pobliskie lecz odludne Góry Krymskie gdzie zdobywamy Czatyrdah jeden z ich najwyższych szczytów, na którym zresztą nasz wielki rodak Adam Mickiewicz czerpał inspirację do napisania Sonetów Krymskich. Z kolei kolejne wycieczki, między innymi rejs statkiem do Jaskółczego Gniazda, Pałac w Liwadii – miejsce jałtańskiej konferencji i związanego z nią podziału świata jak również niespełna stu metrowy wodospad Uczan – Su czy tatarski Bakczysaraj to dalsze punkty programu nadające pobytowi na Krymie kolorytu, który choć sam w sobie trzeba przyznać niezwykle barwny bez tych kilku z wielu zresztą innych atrakcji po prostu szybko się nudzi. Nam jednak pokazuje różnorodność swego oblicza dzięki czemu pobyt jednogłośnie uznajemy za wyjątkowo udany będący jednocześnie doskonałym podsumowaniem całej wyprawy. W pełni usatysfakcjonawani więc po niespełna dwóch miesiącach podróży wracamy wreszcie do domu...