Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Indie. W królestwie Ladakhu...    Dwa dni w Delhi...
Zwiń mapę
2011
22
sie

Dwa dni w Delhi...

 
Indie
Indie, Delhi Paharganj
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6352 km
 
Dzielnica Delhi Paharganj niezaleznie od pory dnia i nocy oprocz tego, ze zdecydowanie nie jest miejscem, w ktorym mozna by zakochac sie od pierwszego wejrzenia to swa specyfika i klimatem z pewnoscia nie wzbudza zaufania nikogo kto tu dociera. Stad tez ciezko tu bez obaw o wlasne bezpieczenstwo, a w najlepszym wypadku o bezpieczenstwo wlasnego portfela swobodnie spacerowac i rozkoszowac sie walorami estetycznymi najbliszego otoczenia. Bo oprocz tego, ze takowych tu praktycznie nie ma to sytuacji bynajmniej nie poprawia wcale fakt, ze Paharganj stanowi najwieksze skupisko ludnosci w calym Delhi, dodajmy jednak najwieksze skupisko biedoty i skrajnego ubostwa ludzi zyjacych poza wszelkimi przyjetymi we wspolczesnym swiecie normami. W zwiazku z tym taki stan rzeczy nie moze sprzyjac jakiekolowiek formie konserwacji resztek ostalych sie tu zabytkow, z ktorych i tak wieksze ich grono pamieta, co najwyzej czasy swietnosci brytyjskiego imperializmu, nie liczac rzecz jasna Wielkiego Meczetu Piatkowego i kilku mu podobnych budowli. Z kolei wspomniana wyzej najwieksza koncentracja pozostawionej samej sobie ludnosci sprzyja niestety rozwojowi wszelkiego rodzaju patologii, ktorych nie sposob sie ustrzec nawet podczas krotkiego przejazdu przez dzielnice.
Lecz mimo, ze miejsce cieszy sie raczej niechlubna slawa i raczej ciezko za taki stan rzeczy winic wylacznie samych mieszkancow cos jednak sprawia, ze stanowi ono punkt zbiorczy wiekszosci przybyszow z calego swiata. Byc moze jednym z glowych powodow jest najwieksze nagromadzenie wszelkiego rodzaju hoteli w calym miescie. Dzieki temu kazdy odwiedzajacy Delhi znajdzie tu cos dla siebie z tym jednak jednym zastrzezeniem, ze nie uswiadczy tu ani skrawka zieleni gdzie choc przez chwile mozna by uciec od nieznosnego skwaru, jak i przede wszystkim od niewyobrazalnego zgielku i unoszacego sie wszedzie smrodu ulicy, ludzkich odchodow, rozkladajacych sie smieci, a nawet...chyba lepiej juz o tym nie pisac.
Co zatem sprawia, ze pomimo niewiarygodnej brzydoty miejsca wlasnie Paharganj i Stare Delhi przybysze z roznych czesci swiata upodobali sobie na tyle by miejsce stalo sie najwieksza atrakcja stolicy Indii? Bo hotele hotelami, lecz nie one sa powodem lecz raczej skutkiem masowego exodusu turystow z roznych stron swiata.
Polowiczna odpowiedz na powyzszej postawione pytanie znalezlismy podczas krotkiej wycieczki na druga strone miasta do preznie rozwiajacej sie dzielnicy New Delhi. Nie podziwiajac lecz wylacznie ogladajac kolejno Brame Indii (nic innego jak tylko wynik francuskiego kompleksu brytyjskich imperialistow) oraz budowane z rozmachem i fantazja gmachy rzadowe, dzielnice ambasad, a nawet zupelnym przypadkiem centrum handlowe niczym nie rozniace sie od naszych rodzimych swiatyn spotkan i rozrywki no moze poza obecnoscia kilku lokalnych marek i faktu, ze skorzystanie z toalety zwiazane jest ze szczegolowa rewizja osobista nagle podczas spaceru zrobilo sie nudno. Ciezko bylo bowiem oprzec sie wrazeniu, ze Brama Indii to wybudowana tylko jota w jote i tym samym pozbawiona zupelnie charakteru nieudana kopia Luku Trimfalengo Paryza. Z kolei gmachy rzadowe, a wraz z nimi grobowa atmosfera panujaca wokol z powodzeniem moglyby stanac w bezposrednim sasiedztwie swych krewnych w Londynie. Stad tez kilkugodzinny spacer po wszystkich spektakularnych atrakcjach Nowego Delhi z cala stanowczoscia nie przyblizyl nas ani o krok do poznania prawdziwego oblicza Indii, a wrecz przeciwnie utwierdzil wylacznie w przekonaniu, ze znajdujemy sie w jednej z poukladanych, europejskich stolic. Wrocilismy wiec do Paharganj, ktore bedac drapiezne i bezwzgledne nie pozwala jednak przejsc obojetnie obok siebie jak mialo to miejsce w przypadku Nowego Delhi. Bo Paharganj choc nadwyraz halasliwe i tloczne i w dodatku bedace wylegarnia przestepczosci oraz wszelkiego rodzaju chorob (mozliwosc zlapania nieprzyjemnej w skutkach dolegliwosci zolodkowej badz, co gorsza innej smiertelnej choroby jest jak najbardziej realna) to jest z pewnoscia miejscem realnym, pozbawionym jakiekolwiek fikcji. Dlatego zycie, ktore sie tu toczy ma swoj wlasny, niepowtarzalny charakter niespotykany niegdzie indziej. Czy zly czy dobry, tego nie jestem w stanie obiektywnie ocenic. Wiem jednak, ze rzeczywistosc, ktora tu zastalem zdecydowanie mnie przerosla. I mimo, ze juz po dwoch dniach jestem nia na tyle zmeczony by uciec jak wielu innych do wnetrza jednego z lepszych lokali i po prostu przezimowac co najmniej do wieczora kiedy bedzie juz mozna wrocic w miare bezpiecznie do hotelu i tak ciesze sie, ze z bliskiej perspektywy mialem mozliwosc doswiadczyc prawdziwgo smaku Indii. Z kolei obecnosc bialych na ulicach Starego Delhi w duzej mierze zafasynowanych kultura hinduizmu i aspirujacych do miana prawdziwych jej wyznawcow odurzonych do przesady oparami marihuany, o ktora tu naprawde nie trudno daje podstawy sadzic, ze mit bajecznych i kolorowych Indii wciaz ma sie dobrze, a tutejsza rzeczywistosc to czysty raj na Ziemi, ktory tak wielu fascynuje. Mnie stanowczo jednak nie. Nie widze bowiem fascynacji w smrodzie rozkladajacych sie smieci i w widoku kalekich, chorych czy zebrzacych dzieci. Nie widze rowniez fascynacji w spacerze przez osiedle skleconych napredce z niczego slamsow, pomiedzy ktorymi w rynsztokach i na kraweznikach spia bezdomni ludzie. Mit bajecznie kolorowych Indii jest piekny nie twiedze, nalezy pamietac jednak, ze tu na miejscu pierwsze skrzypce gra niestety smutna rzeczywistosc, ktorej smak i zapach nie pozwala wcale na sielanke i celebracje dawnych tradycji.
Opuszczam wiec Delhi zarowno z ulga, bo nie dalem rady by zobaczyc wiecej i niesmakiem wywolanym bynajmniej nie tym co tu ujrzalem lecz raczej obojetnoscia bialych przyjezdzajacych tu z pekajacymi w szwach portfelami nie w celu poznania prawdy lecz w celu rozrywki i dobrej zabawy w prawdziwy hinduizm. Dopoty dopoki jednak nie skoncza sie pieniadze i uzywki gwarant wysmienitej zabawy. Ludzie, ktorzy tu zyja na codzien wyboru nie maja i dawno pozbyli sie zludzen na lepsze jutro. Dla nich wybawieniem jest religia, jej sila jest tu przeogormna. Z kolei dla nas przerazonych tym, co zobaczylismy wybawieniem jest dalsza podroz na polnoc do Jammu skad dalej pojedziemy juz do Kaszmiru, ale to juz zupelnie odrebna historia.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (12)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2011-09-27 13:28
Dehli to dla mnie miasto wielkich kontrastow.
 
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017