Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Indie. W królestwie Ladakhu...    Z powrotem w Delhi...
Zwiń mapę
2011
12
wrz

Z powrotem w Delhi...

 
Indie
Indie, Delhi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8154 km
 
Wczesnym rankiem kolejnego dnia w miarę wypoczęci schodzimy z powrotem do Stoku. Mimo, że wracamy dokładnie tą samą drogą, którą przyszliśmy zejście zajmuje nam zaledwie kilka godzin. Dzięki temu już we wczesnych godzinach południowych ponownie meldujemy się przy wejściu do parku skąd od razu łapiemy taksówkę, którą jedziemy bezpośrednio do Leh. W tym samym czasie nad górami stopniowo gromadzą się już ciężkie, szare chmury będące zwiastunem zapowiadanych zmian pogody...
Do wylotu z Leh zostaje zaledwie trzy dni. Według wstępnych założeń w całości planujemy zagospodarować je na krótki wypad nad położone bezpośrednio przy chińskiej granicy jezioro Pangong Lake. Z powodu utrudnień komunikacyjnych jednak, a właściwie braku jakiekolwiek transportu publicznego w tamtym kierunku oraz w kontekście nadchodzących nieuchronnie zmian pogody ostatecznie odrzucamy ten pomysł. Prawdą jest również, że zmęczeni bądź co bądź intensywną wspinaczką nie w smak nam zupełnie żadna aktywność fizyczna większa aniżeli leniwy spacer po mieście. Stąd też pierwszy dzień pobytu postanawiamy spożytkować na regenrację sił połączoną, co najwyżej z odwiedzeniem wszystkich dotychczas nieodkrytych zakamarków, które kryje przed nami miasto. Kolejne dni póki co stanowią wciąż niewiadomą i jeśli pogoda nie dopisze prawdopodobnie upłyną pod znakiem zwiedzania klasztorów buddyjskich, górujących na okolicznych wzgórzach. W międzyczasie dowiadujemy się również o odbywającym się podczas naszego pobytu w Leh festiwalu buddyjskiej kultury oraz towarzyszącym mu licznym imprezom kulturalnym, co rzecz jasna otwiera przed nami dodatkowe możliwości.
Z pewnością ograniczają je natomiast prognozy pogody na najbliższe dni. Zresztą prawdę powiedziawszy, będąc dostatecznie nasyceni już górskim pejzażem postanawiamy skoncentrować się na penetrowaniu okolicy i odwiedzeniu przynajmniej kilku z wielu owoców buddyjskiej kultury. Wybór jest jednak szeroki. Ciężko zatem wybrać te najbardziej spektakularne. Jak już zostało jednak wspomniane z pomocą przychodzi psująca się z godziny na godzinę pogoda, która nie sprzyja dłuższym wycieczkom poza miasto. Tym samym ograniczamy się wyłącznie do krótkiego wypadu lokalnym autobusem do klasztoru w Tiksey położonego zaledwie kilkanaście kilometrów za stolicą Ladakhu. Mimo, że stanowi on jedną ze starszych i bardziej znaczących budowli w okolicy i z daleka niewątpliwie robi duże wrażenie to jednak z bliska okazuje się wyłącznie zlepkiem mocno zapuszczonych budynków szczelnie przyklejonych do skalistego wzgórza.
Błądząc między nimi okazuje się, że w miarę wspinania się do góry status budowli stopniowo ulega zmianie. Każda kolejna elewacja jest bowiem bardziej zadbana i okazalsza od poprzedniej. Z kolei ostatnia, położona już na szczycie stanowi wspaniały, bogato zdobiony kompleks budowli kryjących w sobie przeróżne inkarnacje Buddy. Zafascynowani ich różnorodnością zwiedzamy więc większość udostępnionych sal, podglądając jednocześnie medytujących mnichów. Co ważne sam kompleks nie jest specjalnie oblężony przez turystów dzięki czemu jesteśmy świadkami zwyczajnych zachowań tutejszej społeczności i obrządków praktykowanych na co dzień. Nadaje to miejscu wiarygodności, której na próżno szukać w Leh. Jego ulice bowiem opanowane są w większości przez rzesze turystów, których zasobność portfeli jak również preferencje niekoniecznie wynikające z podróżniczej pasji determinują niestety zachowanie miejscowych, trudniących się raczej wyłudzaniem pieniędzy aniżeli normalnymi zajęciami wykonywanymi na co dzień przed masowym exodusem do stolicy Ladakhu zamożnych białych.
Niezależnie od tego są jednak miejsca w Leh, które mimo oblężenia turystów wciąż żyją swoim, własnym życiem, jakby zupełnie obojętne na zmieniające się we współczesnym świecie trendy. Bez wątpienia należy do nich Stare Miasto. Spacerując jego wąskimi uliczkami nie sposób oprzeć się bowiem wrażeniu, że czas tutaj zatrzymał się przynajmniej kilkadziesiąt lat temu. Tym samym stara dzielnica stanowi interesującą alternatywę dla przepełnionego turystami centrum wraz z jego drogimi sklepami i zmanierowanymi sprzedawcami dla wszystkich, którzy choć przez chwilę chcieliby doświadczyć życia i zwyczajów przeciętnego mieszkańca Tybetu bądź też odetchnąć przed zgiełkiem zatłoczonego miasta.
Interesującym wydaje się również odbywający się w mieście festiwal kultury buddyjskiej. I mimo, że jest on skierowany głównie w stronę zagranicznych turystów daje jednak sposobność zasmakowania tejże kultury. Dbają o to zarówno zespoły muzyczne i prezentowana przez nich niespotykana nigdzie indziej w świecie kakofonia dźwięków oraz zespoły taneczne prezentujące taniec masek wywołujący nawet w tak komercyjnym wydaniu niesamowite wrażenie. W ramach imprez towarzyszących wartym uwagi jest również rozgrywany na najwyżej położonym na świecie boisku do gry w polo turniej tejże dyscypliny. Stadion na co dzień pełniący funkcję ogromnego parkingu podczas festiwalu przechodzi ogromną metamorfozę i zmienia się w profesjonalne boisko szczelnie wypełnione dookoła żywiołowymi kibicami uczestniczących w turnieju drużyn. Mimo, że sam sport w wydaniu pół amatorskim wydaje się nazbyt brutalny to żywiołowa atmosfera na stadionie towarzysząca wydarzeniom na boisku w pełni rekompensuje wszelkie nasze zastrzeżenia.
Mniej więcej w ten oto sposób upływa czas, który pozostał nam do wylotu. Możliwość podejrzenia choć w minimalnym stopniu scenek rodzajowych z życia tutejszej społeczności sprawia, że trzydniowy pobyt w Leh stanowi brakujące ogniwo do wielowymiarowego poznania całego oblicza Ladakhu. Wiemy jednak, że jest to tylko czubek góry lodowej, a interpretacja lokalnej rzeczywistości w naszym wydaniu jest bardzo uproszczona nie uwzględniająca przecież wielu nieznanych nam faktów. Tak czy owak wracamy w pełni usatysfakcjonowani radzi z realizacji wszystkich przedwyjazdowych założeń. Przypieczętowaniem całości natomiast będącym niejako wisienką na torcie bez wątpienia jest przelot nad Himalajami i spływającymi z ich szczytów ogromnymi lodowcami, nie pozwalającymi oderwać od nich oczu. Pełni wrażeń lądujemy więc ponownie w Delhi, z którego kolejnego dnia pociągiem mamy w planie pojechać na południe do Jaipuru.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (20)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017