Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Indie. W królestwie Ladakhu...    Ze stolicy Radżastanu w stronę domu...
Zwiń mapę
2011
16
wrz

Ze stolicy Radżastanu w stronę domu...

 
Indie
Indie, Delhi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8639 km
 
Do Jaipuru dojeżdżamy zgodnie z planem. Miasto położone w pustynnym Radżastanie wita nas kakofonią dźwięków i ciężkimi zapachami ulicy wyraźnie dochodzącymi już na peron, na którym wysiadamy. Sam dworzec z kolei mocno już zniszczały i przepełniony do tego stopnia, że ciężko się nawet po nim poruszać jak podejrzewamy jest tylko namiastką tego z czym z pewnością przyjdzie nam się zmierzyć zaraz po jego opuszczeniu. Gotowi więc na najgorsze wychodzimy na zewnątrz w pierwszej kolejności, przyjmując niespodziewany i zwalający z nóg cios w postaci fali rozgrzanego i wilgotnego powietrza. To jednak nie koniec. Zaraz za nim następuje bowiem kolejne uderzenie. Tym razem to spragniona zarobku, upatrująca w nas łatwy łup wataha rikszarzy niczym wygłodniałe wilki ciągnących nas za ręce, plecaki, w zasadzie wszystko, co wystaje gotowych zawieść nas wszędzie tam gdzie tylko dusza zapragnie. Ponieważ walka z nimi nie przynosi żadnych rezultatów, odpuścić bowiem wcale nie zamierzają, ostatecznie dajemy za wygraną i wsiadamy do pierwszej, lepszej motorikszy, ruszając po prostu przed siebie. Bo szczerze powiedziawszy specjalnego pomysłu na Jaipur w zasadzie nie mamy, a wygodny i ustronny hotel, o którym po męzącej podróży wyłącznie marzymy w zaistniałych okolicznościach wydaje się tutaj zwyczajnie nieosiągalny. Niemniej, operując jedyną w swoim rodzaju odmianą angielszczyzny w hinduskim wydaniu, która z językiem wyspiarzy ma jednak niewiele wspólnego na przekór wszystkiemu podejmujemy karkołomną próbę przedstawienia swoich oczekiwań w stosunku do noclegu sympatycznemu rikszarzowi, z którym jedziemy, zdając się tym samym na jego pomoc. Lecz szybko staje się dla nas jasne, że i w tej kwestii jesteśmy skazani na porażkę. Gust rikszarza bowiem zupełnie nie pokrywa się z naszym stąd też wszelkie proponowane przez niego lokalizacje okazują się ogromnym nieporozumieniem, będąc wyłącznie luksusowymi i z tego też powodu nieosiągalnymi dla nas hotelami. Szukając zdecydowanie czegoś bardziej skromnego krążymy więc po mieście dalej, zdając się tym razem wyłącznie na własną intuicję. Ta z kolei okazuje się na tyle dobrym doradcą by ostatecznie zaprowadzić nas do położonego na uboczu, o dziwo zupełnie pustego i niedrogiego hotelu spełniającego w pełni nasze oczekiwania. Nieco zmęczeni lecz radzi z takiego obrotu sprawy, mając w dalszym ciągu przed sobą niespełna połowę dnia postanawiamy nie tracić czasu i udać się na rekonesans po mieście. Lokalizacja hotelu, w którym gościmy w zasadzie wyklucza jakąkolwiek możliwość dotarcia do centrum pieszo. Położony na obrzeżach miasta w bliskim sąsiedztwie dworca mimo, że nie stanowi dobrej bazy wypadowej do zwiedzania samego centrum to z pewnością jednak umożliwia szybkie dotarcie do stacji kolejowej z czego w pierwszej kolejności korzystamy. Jak już bowiem zostało wcześniej powiedziane ogromna popularność indyjskich kolei sprawia, że o bilet bywa tu ciężko tym samym przezornie postanawiamy zakupić go z dwudniowym wyprzedzeniem, by bez żadnych przygód dotrzeć z powrotem do Delhi i jeszcze tego samego dnia wieczorem ostatecznie opuścić Indie i odlecieć do domu.Wychodzimy na ulicę. Krótka chwila niepewności w naszych poczynaniach w zupełności wystarcza by zostać szczelnie otoczonym przez grupę rikszarzy, która niczym stado wygłodniałych wilków patroluje okolicę w poszukiwaniu swej ofiary. Tym razem jednak dokładnie o to nam chodzi. Niepewni kierunku postanawiamy skorzystać bowiem z usług bijących się o nas rikszarzy i w ekspresowym tempie przemieścić się na dworzec, a w dalszej kolejności po zakupie biletów bezpośrednio udać się już do centrum miasta. Jak postanawiamy tak też robimy i po sprawnym załatwieniu wszelkich formalności na dworcu zanim się jeszcze spostrzegamy jedziemy już kolejną rikszą do centrum Jaipuru, w obrębie którego znajduje się Stare Miasto osławione w świecie między innymi za sprawą różowego koloru budulca, z którego powstało. Przeprawa rikszą przez zatłoczone ulice Jaipuru stanowi niepowtarzalną okazję do poznania kilku szczegółów z życia i specyfiki samej pracy kierowcy pojazdu, którym jedziemy. Ku naszemu zdziwieniu okazuje się, że nie jest on jego właścicielem, a wyłącznie dzierżawcą jednej z wielu mu podobnych rikszy należących do prywatnej osoby. W praktyce oznacza to, że dzierżawcy wszystkich z nich zrzeszeni w jedno duże stowarzyszenie, niczym kolarze w peletonie współpracują ze sobą jak najbardziej produktywnie na rzecz sukcesu całej grupy, którym w tym przypadku jest generowanie możliwie największego dziennego utargu. I mimo, że mechanizmy działania są dla nas zupełnie nieznane to różnica między dzierżawą, a własnością już jak najbardziej. Stąd też nie dziwi nas wcale fakt, że siedemdziesiąt procent dziennego przychodu każdego rikszarza ostatecznie wpada do kieszeni właściciela pojazdów. Cała reszta natomiast w wysokości...dwóch, trzech dolarów zostaje w kieszeni rikszarza przy czym należy pamiętać, że z tego musi on pokryć ewentualny koszt remontu pojazdu bądź też doraźnej naprawy... Mimo, że zarobek nędzy z całą pewnością jest jednak pewny. I gdyby nie kontekst otoczenia w postaci miejskiego krajobrazu składającego się z wszechobecnych slumsów, rzeszy bezdomnych oraz unoszącego się wokół smrodu przywołującego jednoznaczne skojarzenie z zapachem...śmierci niekończącą się pracę rikszarzy (pracują oni bowiem zarówno w ciągu dnia i nocy) w naszej rzeczywistości bez wątpienia należałoby uznać wyłącznie jako ostateczność dla osoby przypartej do muru. W tutejszej rzeczywistości jednak nie jest to aż tak oczywiste, a wręcz przeciwnie praca rikszarza wydaje się paradoksalnie całkiem stabilnym źródłem dochodu, który mimo, że nie starcza kompletnie na nic pozwala przynajmniej w pełni na zaspokojenie głodu...Przejazd przez miasto wydaje się najlepszą formą jego zwiedzania. Próba spaceru jakąkolwiek ulicą przypomina bowiem dramatyczną walkę o utrzymanie się na powierzchni w kipieli rwącej rzeki. Nim do niej jednak wejdziemy postanawiamy stopniowo oswoić się z jej wściekłym nurtem, krążąc po okolicy wynajętą rikszą. Już na pierwszy rzut oka widać, że Jaipur jest zdecydowanie innym miastem aniżeli Delhi. Nie ma tu bowiem w zasadzie żadnych śladów nowoczesności tym samym miasto w całości stanowi zlepek mocno podupadłych już budynków i ciężko oprzeć się wrażeniu, że czas się tu zatrzymał, co najmniej jakieś pół wieku temu. I mimo, że położone jest ono w pustynnym i suchym Radżestanie w powietrzu unosi się wyraźnie wyczuwalny odór stęchlizny dobitnie świadczący o warunkach sanitarnych panujących wewnątrz budynków. Zresztą również i na zewnątrz. Bo każda wolna przestrzeń pomiędzy budynkami zagospodarowana jest przez sklecone z niczego slumsy zamieszkałe przez hinduską społeczność, której członkowie, paradując na co dzień w podartych i śmierdzących łachmanach nie mają najmniejszych szans chociażby na odrobinę lepszą przyszłość. Z drugiej strony jednak, sądząc po ich zachowaniu nie sposób oprzeć się wrażeniu, że być może wcale nie chcą jej zmieniać, akceptując los, który im pisany. Wiara bowiem ma tutaj ogromną siłę dlatego perspektywa lepszego życia po śmierci decyduje o rezygnacji z poprawy warunków życia doczesnego. Powyższa interpretacja jednak to rzecz jasna tylko duże uproszczenie sygnalizowanego problemu. Na taki stan rzeczy wpływa bowiem szereg innych bardziej przyziemnych czynników, z których oprócz samej religii bez wątpienia głównym z nich jest zupełny brak zaangażowania będący wynikiem skorumpowania, a także po prostu braku pomysłu na rozwiązanie kwestii ubóstwa i przeludnienia w kraju. Tym samym brak perspektyw oraz uświadomienia społeczeństwa w elementarnych sprawach higieny potęguje tylko problem, który już wiele lat temu wymknął się spod kontroli, stając się w tej chwili zjawiskiem globalnym.I o ile rząd w stosunku do problemu pozostaje obojętny o tyle jednak społeczność lokalna z całą pewnością nie. Błądząc bowiem w labiryncie wąskich uliczek starego miasta docieramy zupełnym przypadkiem pod meczet, stając się jednocześnie świadkami niecodziennej sceny, w której główną rolę ogrywa bohater zbiorowy. Jest nim zgromadzona tu mniejszość muzułmańska przygotowująca ciepłą strawę dla licznie przybyłych z tej okazji bezdomnych, których przeważające grono stanowią wychudzeni hindusi. Trudno określić czy pomoc ma charakter wyłącznie doraźny czy też jest cykliczną akcją organizowaną przez bogatszą część miast w różnych częściach. Jest ona jednak niezaprzeczalnym faktem i dowodem na próbę radzenia sobie z problemem w miarę możliwości na własną rękę. O powodach takiej pomocy ciężko powiedzieć. Jedno natomiast jest pewne. Hinduska asceza i muzułmański pragmatyzm bez wątpienia na dłuższą metę wspólnie istnieć nie mogą. Dlatego Jaipur jak i szereg innych miast o podobnym przekroju kulturowo – narodowościowym muszą wyglądać podobnie, będąc wyraźnie podzielone na schludne i barwne, muzułmańskie dzielnice otoczone dookoła przygnębiającymi slumsami będącymi szczytem możliwości i niestety nierzadko samych aspiracji przeważającej części hinduskiej społeczności. Na szczęście jednak niecałej. Dobitnie świadczy przecież o tym istnienie (pomijając zupełnie fakt ich powstania w czasach korzystnej koniunktury oraz szeregu innych sprzyjających czynników zewnętrznych) zlokalizowane w Bombaju i Bangalore jednych z najnowocześniejszych na świecie ośrodków informatyczno – usługowych obsługiwanych w większości przez wysoko wykwalifikowaną kadrę absolwentów indyjskich uczelni nierzadko osiągnięciami bijących na głowę swoich zachodnich odpowiedników. Ogromne kontrasty zatem zarówno w poziomie życia jak również w wymiarze kulturowym w połączeniu z nie do końca zrozumiałymi dla nas interakcjami zachodzącymi pomiędzy poszczególnymi grupami społecznymi, których w Indiach jest przecież bez liku uświadamiają nam, że miesiąc tu spędzony w żadnym stopniu nie przybliża nas do poznania odwiedzonego przez nas tego ogromnego, azjatyckiego kraju. I mimo, że do domu wracamy z jeszcze większymi wątpliwościami w stosunku do określenia jego tożsamości to przynajmniej wiemy jednak, że z pewnością ma się ona zupełnie nijak do obrazu kreowanego w mediach, a przede wszystkim w kolorowych lecz jakże płytkich pozycjach, od których uginają się póki sklepowe każdej księgarni.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (20)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017