Po trzech dniach spędzonych w Katmandu przychodzi w końcu długo oczekiwany dzień odlotu. Z samego rana jeszcze przed świtem opuszczamy hotel i kierujemy sie w stronę lotniska. O tej porze miasto pogrążone jest wciąż w głębokim śnie, a jedynymi, którzy nie śpią oprócz pracowników służb porządkowych są... bosi biegacze, którzy z braku stosownej infrastruktury oraz zakorkowanych do granic możliwości ulic w późniejszych godzinach nie maja w zasadzie innej możliwości jak tylko wczesnoporanny trening.
W przeciwieństwie do międzynarodowych regulacji lotniczych wewnątrzkrajowy lot relacji Katmandu - Lukla nie wymaga konieczności stawienia się na dwie godziny przed odlotem samolotu. Niemniej jednak profilaktycznie stawiamy się na lotnisku ponad godzinę przed czasem, przewidując jak to często w Azji bywa problemy natury jeśli nie formalnej to logistycznej. Ku naszemu zaskoczeniu nic takiego tym razem nie ma miejsca i zgodnie z planem o 6:45 jesteśmy już w powietrzu. Mimo, ze lot do Lukli trwa zaledwie dwadzieścia piec minut cena biletu z pewnością nie jest najniższa i wynosi 164$ w jedna stronę od osoby. Do tego jednak należy jeszcze doliczyć podatek w wysokości 13% ceny biletu oraz dopłatę za nadbagaż liczony już powyżej wagi 10 kg bagażu głównego ( cena za nadbagaż => 1kg-1$). Warto dodać przy okazji, ze przedstawione opłaty zostały ujednolicone dla wszystkich przewoźników lotniczych i sa stale regulowane bezpośrednio przez nepalski rząd.
Tytułem uzupełnienia należy również dodać, ze bezpośrednie dotarcie do Lukli droga lądową nie jest możliwe, niemniej istnieje połączenie autobusowe Katmandu z miejscowością Jiri oddalona o około siedem dni męczącej wędrówki przez góry. Z braku czasu oraz z faktu racjonalnego gospodarowania siłami podczas całego trekkingu pomimo sporych nakładów finansowych zaciskamy zęby i jednogłośnie decydujemy się na pierwszy wariant. Lecz wyszczególnione wyżej koszta to niestety nie koniec wydatków. Przed rozpoczęciem trekkingu (najlepiej jeszcze w Katmandu) należy bowiem uzyskać zezwolenie uprawniające do poruszania się w obszarze górskim tzw. TIMS (Trekking Information Management System 20$ od osoby dla turystów indywidualnych, 10$ dla członków grup zorganizowanych) oraz bilet wstępu do Parku Narodowego Samargatha (koszt 30$ od osoby). Dopiero po uzyskaniu w/w dokumentów jesteśmy w stanie w końcu rozpocząć wędrówkę. Brak pozwoleń niestety wyklucza możliwość poruszania sie po parku z powodu skrupulatnych kontroli przeprowadzanych na każdym z kilku punktów kontrolnych, które mijamy po drodze. Osobna kwestie stanowi natomiast chęć zorganizowania wyprawy na którykolwiek ze szczytów trekkingowych znajdujących się na terenie parku. Tutaj trzeba liczyć się już z uiszczeniem osobnej opłaty za pozwolenie (w zależności od szczytu) oraz za przewodnika, który stanowi obowiązkowy punkt każdej wyprawy.
Tymczasem po dwudziestu pięciu minutach widowiskowego lotu samolotem mieszczącym poza załoga składająca się z dwóch pilotów i jednej stewardessy łącznie z nami zaledwie dwunastu pasażerów podchodzimy do lądowania na uważane za jedno z najniebezpieczniejszych lotnisk świata. W Lukli położonej w samym sercu gór nie znajduje sie ani skrawek poziomego terenu stad tez pas lotniskowy oprócz tego, ze krótki nachylony jest pod stosunkowo dużym katem. Ladowanie jednak mimo pewnych obaw na szczęście przebiega sprawnie i od tej chwili jesteśmy zdani juz wyłącznie na siebie i własne nogi. Położenie Lukli na wysokości 2800m n.p.m., a zatem ponad półtora kilometra wyżej w stosunku do Katmandu decyduje o sporej różnicy temperatur miedzy dwoma miastami. Poranek w Lukli jest więc, co najmniej rześki i zmusza nas do natychmiastowego przywdziania nieco cieplejszych elementów garderoby. Różnica wysokości to jednak nie tylko zmiana temperatury, ale również i ciśnienia. Mając więc na uwadze kwestie aklimatyzacyjne pierwszy dzień mija nam pod znakiem niezobowiązującego spaceru do oddalonej od Lukli o trzy godziny marszu miejscowości Phakding położonej na wysokości 2600m n.p.m. gdzie bez żadnych problemów znajdujemy zakwaterowanie i uzupełniamy brakujące elementy wyposażenia w postaci butli z gazem (nieocenionej w późniejszym etapie trekkingu) oraz skromnego prowiantu na dalsza drogę. Większe zakupy nie maja bowiem niepisana zasada we wszystkich lodge'ach i hotelikach w Himalajach jest stołować się tam gdzie się śpi. W związku z powyższym ceny noclegu stanowią symboliczna opłatę rzędu 1-2$ za pokój. Właściwie przychody właściciele skromnych przybytków czerpią z opłat za wyżywienie, które zawsze świeże i bardzo smaczne bynajmniej nie zrujnuje budżetu, a co więcej zaoszczędzi problemów z gotowaniem na dużych wysokościach...
Ceny:
Nocleg (International Trekkers Guest House) 100NPR za pokój
mala butla z gazem 600NPR
herbata szklanka 50NPR
mały czajnik herbaty 200NPR (5-6 szklanek herbaty)
chowmein z kurczakiem 300NPR
chabati (tea shop) 50NPR
1kg pomidorów 250 - 400NPR
jajko na twardo (tea shop) 30NPR