Zadziwiająco dobre samopoczucie po pierwszej wycieczce aklimatyzacyjnej poza dwójkę wywołane prawdopodobnie wiszącą w powietrzu zmianą pogody, która zmotywowała organizm do szybszej produkcji hemoglobiny powoduje, że kolejnego dnia ponownie postanawiam pokonać tą samą trasę tym razem jednak z założeniem dotarcia już do trójki. Przekonuję do wyjścia resztę załogi jednak widząc, że nikt do tego jakoś specjalne się nie kwapi ostatecznie wychodzę sam, czując podświadomie, że dalszą historię zdobywania Piku Lenina napiszę z dużą dozą prawdopodobieństwa już samodzielnie. Staje się bowiem dla mnie jasne, że stopień aklimatyzacji pomiędzy poszczególnymi członkami zespołu mocno się rozregulował i będzie potrzeba trochę czasu żeby go z powrotem skaliborować. Lecz w kontekście nadchodzącej zmiany pogody nie jestem pewien czy czekanie w dwójce, by reszta załogi doszła do siebie jest aby na pewno dobrym pomysłem. Wykorzystanie do maksimum czasu i krążenie pomiędzy najwyższymi obozami w przeciągu najbliższych dni dobrej pogody pozwoliłoby mi bowiem dobrze się zaaklimatyzować, a tym samym odpowiednio przygotować do ataku w momencie pojawienia się kolejnego okna pogodowego - kalkuluję podczas mozolnego podejścia, które mam wrażenie nigdy się nie skończy.
Bo sama droga do trójki, a w szczególności jej ostatnia faza stanowi wyzwanie samo w sobie. Dość mocno eksponowany i ciągnący się niemal w nieskończoność stok, którego zwięczeniem jest kopulasty wierzchołek o nazwie Razdelnaja (6148m), tuż obok którego znajduje się obóz trzeci jest wymagającym egzaminatorom nie tylko kondycji fizycznej wszystkich pretendujących do zdobycia szczytu Piku Lenina, ale również ich cierpliwości i odporności psychicznej. To bowiem w głównej mierze ta ostatnia cecha oprócz pogody zadecyduje w ostatecznym rozrachunku o sukcesie albo porażce wyprawy.
Póki co egzamin zdaję z wynikiem, co najmniej zadowalającym, meldując się w trójce po dwóch i pół godziny od opuszczenia dwójki. To dobry wynik, choć bardziej niż czas cieszy całkiem dobre samopoczucie podczas wspinaczki, które z kolei sprawia, że coraz bardziej skłaniam się do podjęcia decyzji o przenocowaniu w trójce już kolejnego dnia, a przy założeniu utrzymania się dobrej pogody nawet do zaatakowania szczytu. Z prognoz w dalszym ciągu wynika bowiem, że okno pogodowe powinno utrzymać się jeszcze dwa dni, co być może warto byłoby wykorzystać - zastanawiam się już podczas odpoczynku w trójce. Przed podjęciem ostatecznej decyzji cały plan zamierzam jednak przedstawić na forum. Bez akceptacji, a przede wszystkim pomocy reszty zespołu jego realizacja nie będzie bowiem możliwa. Oprócz tego mam pełną świadomość, iż dzisiejszy dzień jest zaledwie dziewiątym od przyjazdu pod górę, co oznacza, że w przypadku spełnienia się pozytywnego scenariusza i utrzymania się pogody w najbliższych dwóch dniach próba ataku przypadłaby już na jedenasty dzień wyprawy, co niespecjalnie koresponduje z ogólnie przyjętymi zasadami aklimatyzacji w górach wysokich.
Lecz naprzekór temu podczas porannej burzy mózgów w spowitym mgłą obozie drugim mój pomysł nie spotyka się z jakimkolwiek sprzeciwem. Co więcej z racji faktu, iż reszta załogi w odróżnieniu do mnie w dalszym ciągu boryka się z drobnymi objawiami niedostatecznej aklimatyzacji postanawia i tak zostać w dwójce kolejną noc, co ostatecznie daje mi zielone światło na wyjście na nocleg do trójki z opcją przedłużenia pobytu w "podniebnej sferze" o jeden dzień w przypadku utrzymania się dobrej pogody umożliwiającej atak szczytowy. Biorąc jednak pod uwagę fakt, iż wspinaczkę do trójki zaczynam w objęciach białej jak mleko chmury jestem niemal pewien, że moje wyjście ma wyłącznie charakter czysto aklimatyzacyjny...