Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Szlakiem Jedwabiu i Herbaty...    W królestwie Czyngis Chana
Zwiń mapę
2009
31
lip

W królestwie Czyngis Chana

 
Mongolia
Mongolia, Zamyn - Uud
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15236 km
 
- W zasadzie nieśmiało nawet można by pokusić się o stwierdzenie, że jedną nogą jesteśmy już w Mongolii – myśleliśmy, zajmując niewygodne miejsca w zatłoczonym pociągu, którym opuszczaliśmy Pekin. Wypełniająca kolejną z niewielu pozostałych już pustych stron paszportu świeżo wklejona do niego mongolska wiza oprócz tego, że różnorodnością swych barw znacznie wzbogacała całkiem już pokaźnych rozmiarów wizową kolekcję to przede wszystkim jednak umożliwiała wjazd do kolejnego kraju i tym samym kontynuację dalszej podróży przez Azję, a przynajmniej do samej stolicy Mongolii – Ułan Bator gdzie czekała nas kolejna i na pewno niełatwa przeprawa tym razem w ambasadzie rosyjskiej o prawo do ponownego wjazdu na teren „Imperium”. O ile jednak formalności związane z wystawieniem wizy mongolskiej nie nastręczyły nam większych problemów o tyle brak stosownych dokumentów, na podstawie których moglibyśmy ubiegać się o wizy turystyczne do Rosji sprawiał, że sprawa z góry wydawała się przegrana, biorąc pod uwagę biurokrację panującą w rosyjskich urzędach i okazywaną petentom przez urzędników w nich pracujących życzliwość i wyrozumiałość.
Oczywiście zawsze istniała możliwość wyrobienia wiz tranzytowych umożliwiających tylko przejazd przez terytorium Rosji aczkolwiek taki wariant w naszym przypadku w ogóle nie wchodził w grę, a przynajmniej do czasu, do którego istniał choć cień szansy na pomyślne zakończenie sprawy. Tranzyt przez Rosję oznaczał bowiem dla nas po pierwsze co najwyżej tylko dziesięciodniowy pobyt w tym kraju po drugie zaś jako, że wizy tranzytowe wystawiane są na podstawie wykupionych wcześniej biletów uprawniających do przejazdu przez cały obszar Federacji Rosyjskiej aż do momentu jej opuszczenia, a w Mongolii istnieje możliwość kupna biletów wyłącznie międzynarodowych (co znacznie winduje cenę) ich koszt znacznie przewyższał nasze możliwości finansowe. Wreszcie po trzecie co najważniejsze mieliśmy nieco inne plany dotyczące pobytu w Rosji i to na ich realizację zamierzaliśmy spożytkować resztę pieniędzy i czasu, którym dysponowaliśmy.
Planowaliśmy bowiem spełnić w końcu nasze skryte marzenie bądź jak kto woli obietnicę złożoną przed trzema laty. Był nią długo wyczekiwany powrót nad Bajkał i eksploracja jego południowego wybrzeża, nad którym nie było nam dane stanąć podczas pierwszej, wspólnej wyprawy w głąb Azji. Jej celem był wówczas najwyższy szczyt Syberii Wschodniej – Munku Sardyk oraz północne wybrzeże Bajkału skąd właśnie zauroczeni pięknem jeziora podziwialiśmy majaczący w oddali niezwykle malowniczy, przeciwległy brzeg, obiecując sobie rychły powrót w te strony.
Dzisiaj trzy lata później otwierała się przed nami temu realna szansa dotrzymania złożonej nieco na wyrost obietnicy (nikt z nas wtedy nie myślał, że wybierzemy taki, a nie inny sposób na życie), której po prostu nie można było zmarnować. Mieliśmy tego dokonać wspólnie z moją siostrą i jej partnerem, z którymi umówiliśmy się w połowie sierpnia w Ułan Ude – mieście słynącym między innymi z największego na świecie pomnika głowy Lenina. Z praktycznego punktu widzenia natomiast miasto stanowi doskonałą bazą wypadową nad południowy brzeg „Morza Syberii” i właśnie ten czynnik zadecydował o takim, a nie innym miejscu spotkania. A ponieważ wszelkie formalności związane z wyjazdem Oli i Grzegorza zostały dopięte już na ostatni guzik i w gruncie rzeczy z niecierpliwością oczekiwali oni tylko początku dalekiej podróży osławioną koleją transsyberyjską, a wcześniej rozklekotanym i cuchnącym pociągiem relacji Katowice – Przemyśl (w ten sposób zwykle tak się zaczyna) nie pozostało nam nic innego jak tylko zdobycie za wszelką cenę niezbędnych dokumentów i tym samym dotrzymanie zobowiązań zarówno wobec nich jak i oczywiście nas samych.
Mniej więcej w ten oto sposób rysowała się przed nami najbliższa przyszłość. Mimo, że stanowiła ona ogromny znak zapytania niczym cała Pustynia Gobi, którą zresztą lada chwila mieliśmy przemierzyć pociągiem póki co postanowiliśmy nie martwić się niepotrzebnie na zapas. W gruncie rzeczy oczywiście oprócz wbitego do paszportu nieprzekraczalnego terminu opuszczenia Mongolii mieliśmy w końcu prawie niczym nieograniczony zapas czasu choć trzeba przyznać, że komfort posiadania go w nadmiarze budził w nas obawę o jego właściwe wykorzystanie. Rozbicie namiotów w ustronnym i malowniczym miejscu, schowanie choćby na jakiś czas głów w piaskach Pustyni Gobi i tym samym oddanie inicjatywy, a także zrzucenie odpowiedzialności światu za nasze losy stanowiło ogromną pokusę, której niełatwo było się oprzeć. Sięgając pamięcią daleko wstecz doszliśmy do wniosku, że ostatni raz tego jakże przyjemnego uczucia beztroski doświadczyliśmy ponad dwa miesiące temu podczas trekkingu pod Pikiem Lenia gdzie nie spiesząc się w zasadzie donikąd podziwialiśmy po prostu ogrom i surowe piękno gór Pamiru. A przecież to właśnie tej wyprawie od samego początku jej trwania miała przyświecać prosta z pozoru idea nie spieszenia się dokądkolwiek i zwolnienia choć przez te kilka miesięcy szaleńczego tempa życia, które prowadziliśmy. Tymczasem stało się inaczej i półtoramiesięczny pobyt w Chinach zamienił się w nerwową gonitwę za dotrzymaniem wcześniej ustalonych terminów. Dodajmy jednak gonitwę o tyle wyczerpującą, co zupełnie bezzasadną, biorąc pod uwagę chociażby fakt, że nikomu z nas nie było wcale spieszno wracać do Polski. Nie mniej jednak zupełnie irracjonalna potrzeba wypełnienia do granic możliwości i tak już wystarczająco napiętego harmonogramu dotyczącego pobytu w Chinach będąca prawdopodobnie tylko uzasadnieniem słuszności podjętych wcześniej decyzji o wyprawie była silniejsza od zasad logiki i ostatecznie sprawiła, że nie do końca nawet zdając sobie z tego sprawę kolejny raz staliśmy się niewolnikami upływającego czasu – każdej z naszego punktu widzenia bezcennej sekundy i minuty nierzadko decydujących przecież o znalezieniu się w danym miejscu o danym czasie. W ten sposób wracając do nawyków z życia codziennego, a więc nieznośnego nałogu pośpiechu w naszych poczynaniach, z którym próbowaliśmy nieudolnie zerwać naiwnie myśleliśmy, że w tak krótkim okresie uda nam się ogarnąć całe Chiny, a także dostrzec i zrozumieć wszelkie mechanizmy i procesy w nich zachodzące. Z racji ogromu kraju oraz wielkich kontrastów społeczno – kulturowych okazało się to po prostu niemożliwe do wykonania. A jedyne czego się dowiedzieliśmy o Chinach to fakt, że by je dobrze poznać i chociaż w jakimś stopniu zrozumieć należy smakować ich stopniowo, bez pośpiechu, koncentrując się na poszczególnych jego częściach do czego doszliśmy niestety za późno by móc cokolwiek zmienić. I nawet mimo faktu, że podczas niespełna dwumiesięcznego pobytu w Chinach udało nam się przejechać kraj w zasadzie wzdłuż i wszerz, realizując jednocześnie większość zakładanego planu Państwo Środka opuszczaliśmy z poczuciem wielkiego niedosytu, a wręcz wcale niezaspokojonego głodu poznawczego, co oczywiście wynika również z faktu, że Chiny to bez wątpienia kraj o ogromnym potencjale będący niewyczerpalnym źródłem fascynacji i inspiracji.
Tak czy owak mimo wszystko szczęśliwie dla nas już niebawem mieliśmy zawitać w Mongolii – kraju jak podejrzewaliśmy będącego totalnym przeciwieństwem Chin i prawdopodobnie najlepszym miejscem na świecie ku temu, by zrozumieć, że upływający czas można mierzyć w zgoła odmiennych jednostkach aniżeli te powszechnie znane nam w szerokim świecie i to nawet w zatoczonej i ruchliwej coraz bardziej europejskiej stolicy Ułan – Bator. A o słuszności naszych podejrzeń mieliśmy przekonać się już niebawem w momencie przekraczania granicy chińsko – mongolskiej w miejscowości Erlianhot...

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017