Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Szlakiem Jedwabiu i Herbaty...    W górach Chamar - Daban...
Zwiń mapę
2009
07
wrz

W górach Chamar - Daban...

 
Rosja
Rosja, Sludyanka
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 17150 km
 
Pierwszy poranek w górach Chamar – Daban przywitał nas piękną pogodą. Po wczorajszym zmęczeniu nie było juz śladu, po omulach i piwie również. Czas zatem było ruszać w góry, które skąpane w promieniach wschodzącego słońca prezentowały swe wdzięki na tle błękitu nieba. My z kolei zauroczeni otaczającą nas górską sceneria niczym ćmy do światła lgnęliśmy ku ich szczytom.
W górach planowaliśmy spędzić kilka dni, podczas których należało dotrzeć, co najmniej nad Jezioro Serce, zdobyć Pik Czerskiego po czym w jednym kawałku wrócić z powrotem do Sludianki. Tyle w teorii. W przypadku dobrej pogody nie wykluczaliśmy jednak oddaniu się zupełnej improwizacji polegającej po prostu na wędrówce przed siebie łagodnymi grzbietami gór Chamar – Daban piętrzącymi się dopiero gdzieś na horyzoncie, przechodząc tam w poszarpane pasmo Sajanów Wschodnich z najwyższym ich szczytem Munku Surdyk, który pięć lat temu oparł się naszej próbie jego zdobycia. Obecnie poprzeczkę zawiesiliśmy sobie jednak zdecydowanie niżej. Najwyższy szczyt okolicy Pik Czerskiego wznosił się bowiem na wysokość 2090 m n.p.m. i był niższy o niespełna półtora kilometra od górującego niepodzielnie w obrębie całej Syberii Wschodniej wspomnianego wcześniej wybitnego sąsiada wznoszącego się na wysokość 3491 m n.p.m. Nie oznaczało to wcale, ze okolica, po której dzisiaj wędrowaliśmy była mniej atrakcyjna. Absolutnie nie. Bez wątpienia była jednak bardziej przystępna z racji wysokości i samego położenia masywu. To z kolei tłumaczyło jego popularności wśród amatorów górskich wojaży dodajmy nierzadko z Polski, a tym samym obecności znakowanych szlaków, miejsc wyznaczonych na biwak, koszy na śmieci, a także schroniska, które klimatem, a nawet architekturą nawiązywało do jednej z naszych ulubionych chatek studenckich zaszytych głęboko w Beskidach. Przyzwyczajeni jednak do wędrówki po odludnych bezdrożach mongolskiej tajgi początkowo nie mogliśmy przyzwyczaić się do widoku "ucywilizowanej" przyrody, która do złudzenia przypomniała dzikie zwierzę zamknięte w klatce. Niemniej uprawiana na tutejsza modłę turystyka reprezentowana przez ludzi gór z całego świata przede wszystkim jednak z Rosji nadawała miejscu specyficznej atmosfery jakże przez nas lubianej i dobrze znanej z długich posiedzeń w izbach górskich chat, schronisk czy bacówek wszystkich, naszych polskich nierówności. Szliśmy wiec przed siebie, wymieniając od czasu do czasu pozdrowienia w rożnych językach z mijającymi nas z naprzeciwka turystami wracającymi z górskich wojaży. Był to bowiem koniec weekendu i jednocześnie początek szkoły. W górę doliny kierowaliśmy się zatem w zasadzie jako jedyni, radzi z takiego obrotu sprawy. Zdobywając sukcesywnie wysokość zauważyliśmy oprócz zmieniającej się szaty roślinnej zmianę...pory roku. O ile na poziomie Sludianki roślinność niczym nie zdradzała nadchodzącej jesieni o tyle tutaj, znacznie wyżej jesień królowała już w pełni, pokrywając złotem i czerwienią wszystkie drzewa, zmierzając powoli ku dolinie zdawać by się mogło wraz z wracającymi z gór turystami.
Daleko nam było jednak do jesiennej melancholii, choć symboliczna zmiana pór roku nie da się ukryć dawała ku temu niemałe powody. Mające się bowiem ku końcowi lato pokrywało się przecież z końcem naszej podroży, która zaraz po zejściu z gór zmierzała ostatecznie ku Europie i związanym z nią już ostatnim przystankiem na Krymie. Ponieważ miał on jednak upłynąć wyłącznie pod znakiem wina i słońca nie straszny był nam więc powrót, a wraz z nim i koniec wyprawy. Lecz czas podsumowań nadchodził i chcąc nie chcąc absorbował myśli. Delektując się otaczającą przyrodą szukaliśmy więc wewnętrznej harmonii, pnąc się powoli do góry wzdłuż strumienia, który mimo, że z każdym krokiem stawał się coraz węższy wymagał aż czternastokrotnego przekroczenia nim ostatecznie dotarliśmy do jego źródła. Zaraz za nim ścieżka stromo wznosiła się do góry, zmuszając nas do niemałego wysiłku, który skończył się dopiero w momencie dotarcia do rozłożystej polany i położonej w jej obrębie stacji meteorologicznej. Zmęczenie wędrówką, nadciągająca burza, a przede wszystkim brak wody na dalszym odcinku szlaku zadecydowały o pozostaniu w tym miejscu na noc, która pomimo oznak nadchodzącej nawałnicy upłynęła nadzwyczaj spokojnie, umożliwiając głęboki sen. Kolejny dzień mimo, że z rana dżdżysty i chłodny pozwolił na szybki wymarsz i ponowne wejście na szlak. Strome podejście ciągnące się już od samego początku aż do głównej grani kazało racjonalnie gospodarować siłami i wodą, która musiała starczyć aż do Jeziora Serce gdzie zamierzaliśmy spędzić nadchodząca noc. Mimo, że droga wydawała się wymagająca i w istocie taka była, chyba z racji zaaferowania roztaczającymi się widokami odsłaniających się powoli postrzępionych wierzchołków Tunkińskich Golców upłynęła szybko i bezproblemowo.
Góry były puste, ciche i spokojne. Przejaśniało i zza chmur wyszło słońce. Ostatni wysiłek. Znaleźliśmy się na grani. Po drugiej jej stronie daleko w dole lśniła juz tafla małego jeziorka o charakterystycznym kształcie serca, celu naszej wędrówki. Ponieważ czas nie gonił, głód, pogoda również jezioro mogło zaczekać. Zostawiliśmy wiec plecaki w ukryciu bujnej kosówki i ruszyliśmy w przeciwnym kierunku wąską i skalistą granią. Prowadziła bowiem ona bezpośrednio na szczyt Piku Czerskiego, który wyraźnie górował w okolicy. Wyróżniająca go ponadto spośród innych wysokogórska rzeźba niewątpliwie nadająca mu charakteru, a wręcz nawet majestatu nie pozwala na pozostanie w jego stosunku obojętnym dlatego nie tracąc czasu z werwą ruszyliśmy w jego kierunku. Król choć groźny był dziś łaskawy. Bez przeszkód weszliśmy więc na jego wierzchołek, w momencie doświadczając wspaniałego widoku okolicy, będącego jednocześnie tylko maleńkim skrawkiem całej Syberii, dla wielu jednak esencją tej niezwykłej krainy. Podziwiany bowiem skrawek Syberii reprezentowany przez ciągnące się aż po horyzont pasma Chamar – Daban, Tunkińskich Golców, Sajanów, a przede wszystkim mieniącego się w oddali Bajkału stanowił powód przyjazdu w ten strony wielu podróżników w tym swego czasu i Jana Czerskiego polskiego geologa, który wniósł wielki wkład do badań tej części Rosji.
Roztaczające się ze szczytu widoki, oprócz walorów estetycznych cieszących zarówno oko i ducha uzmysławiały również ogrom Syberii, która dla przeciętnego europejczyka zatem również dla nas stanowiła kwintesencję dzikiej i nieprzystępnej krainy, której mroźny oddech czuliśmy wyraźnie na plecach. Bo mimo pełnego słońca na szczycie było po prostu zimno, a porywy mroźnego wiatru raz za razem smagające przytwierdzoną tu i mocno poszarpaną już flagę skutecznie zniechęcały nas do dłuższego pozostania na szczycie. Wróciliśmy więc do plecaków i zeszliśmy nad jezioro. Tutaj było już znacznie cieplej i co ważne bezwietrznie. Rozbiliśmy wiec namioty, rozpaliliśmy ognisko i...
…i tak właśnie minął dzień, za nim kolejny i jeszcze jeden. Zanim się obejrzeliśmy schodziliśmy już do Sludianki, a góry pozostały za nami. Przed nami natomiast roztaczał się Bajkał. Bo to on jednak spośród wszystkich osobliwości tej krainy fascynował najbardziej. A my wpatrzeni w jego spokojne wody, mieniące się w promieniach zachodzącego słońca, siedząc wieczorem przed namiotami rozbitymi nad jego brzegiem i starając się zapamiętać ten widok, starczyć musiało bowiem być może do końca życia nie mogliśmy się oprzeć urokowi i różnorodnością jego oblicza. Takim go właśnie zapamiętaliśmy…








 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (21)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017