Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Szlakiem Jedwabiu i Herbaty...    W domu...
Zwiń mapę
2009
20
wrz

W domu...

 
Polska
Polska, Katowice Ligota
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 23586 km
 
Pętla po Azji została zakończona. Po ponad pięciomiesięcznej tułaczce dotarliśmy szczęśliwie do Lwowa, skąd tak naprawdę zaczęliśmy całą podróż. Miasto opuszczaliśmy wówczas przyozdobione soczystą zielenią budzącej się po długiej zimie przyrody. Dzisiaj z kolei powitaliśmy je przybrane w czerwono – złotą, jesienną szatę, której brunatny odcień w pełni komponował się z przerdzewiałymi dachami starych budynków pamiętających wzloty i upadki urokliwego miasta, którym niewątpliwie jest Lwów. I właśnie pewnie dlatego jego różnorodność, a także całkiem pokaźny zbiór wyłącznie miłych wspomnień z nim związanych decyduje o wciąż niesłabnącym sentymencie, który ilekroć tu jesteśmy zachęca do odwiedzenia wszelkich "starych śmieci” oraz spaceru jego brukowanymi kamienicami, gwarnymi, pełnymi życia ulicami i zacienionymi alejkami przepięknej starówki.
Dzisiaj jednak nie było to możliwe z powodu wyjątkowo krótkiej wizyty w mieście. Podyktowana była ona bowiem brakiem późniejszych połączeń w stronę Polski, co w kontekście dalszych planów uniemożliwiało nam we Lwowie dłuższy pobyt. Bo nie jechaliśmy bezpośrednio do domu lecz w stronę Bieszczad i niekończących się, złotych już o tej porze roku połonin, które stanowić miały ostatni przystanek na trasie naszej podróży. Dodajmy przystanek jednak na tyle ważny, by porwać się na ten krok zupełnie nieprzygotowanym. Bo Bieszczady nie wiedzieć czemu mimo długich i dalekich wojaży po świecie, ale w międzyczasie przecież równie i po Polsce były wciąż dla nas miejscem nieodkrytym i nieznanym, na którym nie stanęła jak dotąd ani nasza stopa ani nasz namiot. Dlatego korzystając z okazji bez wahania wsiedliśmy do marszrutki, którą udaliśmy się do Drohobycza, skąd do przejścia granicznego z Polską było już zupełnie blisko.
Kilka godzin podróży, po drodze zakupy w Drohobyczu (bo na Ukrainie taniej i smaczniej). Dojeżdżamy do granicy. Tutaj w strugach deszczu oprócz tego, że łapiemy stopa, którym przejeżdżamy granicę i docieramy do Ustrzyk to ponadto korzystamy z gościnności kierowcy samochodu, który zaprasza nas do siebie na noc gdzie w końcu możemy odpocząć po trudach podróży z Krymu. Ona sama choć długa i męcząca mija jednak szybko. Pozwala bowiem nawiązać nowe znajomości z nie byle kim bo z samym merem wspomnianego wcześniej Drohobycza oraz kapitanem jednej ze stacjonujących w Sewastopolu jednostek wojennych Floty Czarnomorskiej.
Kolejny dzień wita nas wspaniałą pogodą. Jest słonecznie i oprócz kałuż nie ma w zasadzie innych śladów wieczornej ulewy. Lecz mimo to w powietrzu czuć już wyraźny oddech nadchodzącej jesieni, który na szczęście skutecznie neutralizuje wznoszące się po widnokręgu słońce. Chłód drepcze nam już jednak od pewnego czasu wyraźnie po piętach, a to znak, że nadszedł najwyższy czas wracać, chroniąc się przed jego szponami w domowym, ciepłym zaciszu.
Po zakupie w księgarni mapy Bieszczad udajemy się na dworzec skąd mamy nadzieję dotrzeć autobusem do Ustrzyk Górnych. Stąd bowiem po kilkukilometrowym marszu do Wołosatych wejdziemy ostatni raz na szlak podczas tej podróży. Zaczniemy w ten sposób kilkudniowy trekking po bieszczadzkich połoninach począwszy od masywu Tarnicy, przez Połoninę Caryńską, a skończywszy na Połoninie Wetlińskiej, mając już w głowie wyraźny zarys kolejnej wyprawy do…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2010-10-27 09:11
Piekna nasza Polska - swiat rowniez.
 
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017