Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Z krótką wizytą w Rumunii. W Górach Muntii Apuseni...    Powrotny do Budapesztu....
Zwiń mapę
2012
05
maj

Powrotny do Budapesztu....

 
Węgry
Węgry, Budapest
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 786 km
 
Unoszące się tuż nad ziemią gęste opary mgły, przez które przedzieramy się już od pewnego czasu, podążając zupełnie pustą drogą prowadzącą wzdłuż starego, świerkowego lasu przywołują na myśl wyraźne skojarzenia z podróżą przez pustkowia syberyjskiej tajgi. Tymczasem znajdujemy się jednak zdecydowanie bliżej domu bo wciąż w niedalekiej Rumunii, a dokładnie w samym centrum Płaskowyżu Padis umiejscowionego na mapie w zachodnio – północnej części kraju tuż nieopodal granicy z Węgrami. Tumany mgły, w których błądzimy to efekt gwałtownej burzy, która dosłownie przed kilkudziesięcioma minutami nawiedziła okolicę doszczętnie nas przy tym mocząc, a dodatkowo porządnie strasząc wskutek rzucanych nie tak wcale daleko od nas ognistych piorunów. Wszechobecna wilgoć w powietrzu oraz kilka kilometrów krętej drogi wzbijającej się jak na złość nieustannie stromo do góry to jak mamy nadzieję już ostatnia przeszkoda dzisiejszego dnia, którą musimy pokonać by dotrzeć do schroniska. A pomyśleć tylko, że ten sam dzień, który teraz powoli ma się już ku końcowi zaczął się dla w zgoła odmiennej, słonecznej atmosferze…
Takie są jednak góry, z godziny na godziny potrafiące diametralnie zmienić swe dotychczasowe oblicze. I choć zawsze staramy się być przygotowani na wszelką ewentualność czysta ciekawość oraz, co tu dużo ukrywać własne ambicje, a także szczypta pychy pchają nas często bezmyślnie do przodu, stając się w ten sposób w większości przypadków powodem wszystkich poniesionych porażek, a nierzadko w konsekwencji mniej lub bardziej bolesnego skarcenia przez góry.
Tym razem oczywiście nie jest inaczej. A wystarczyło tylko poskromić swoją własną ciekawość i nieutemperowaną ambicję i przezornie, widząc powoli zasnuwające się niebo granatowo – bordową zasłoną oraz dochodzące z oddali ostrzegawcze pomruki zamieszkujących w nim bogów zejść ze szlaku i schować się chociażby w jednej z bacówek bądź też po prostu zapobiegawczo szybciej rozpocząć odwrót… My jednak zauroczeni pięknem krajobrazu niczym ćmy lgnące ku światłu pogrążamy się coraz bardziej w zawiłym labiryncie skalnych chodników i ukrytych ścieżek, z którego i Tezeusz, korzystając nawet z nici Ariadny miałby z pewnością nie lada kłopot z odnalezieniem wyjścia. Co prawda nie musiałby się tutaj oczywiście mierzyć z legendarnym Minotaurem, ale dla odmiany z całą gamą trudności technicznych w postaci pionowych drabinek, eksponowanych ścieżek czy też rwących strumieni, których brzegi nie zawsze spojone są mostem bądź jakąkolwiek kładką umożliwiającą przejście na drugą stronę suchą stopą. Dlatego kombinowanie i sukcesywne pokonywanie napotykanych terenowych trudności oraz, co tu dużo ukrywać własnych słabostek, (nie każdy bowiem przyzwyczajony jest do pokonywania nieubezpieczonych ścieżek poprowadzonych bezpośrednio wzdłuż kilkudziesięciometrowych urwisk) mówiąc kolokwialnie po prostu wciąga, stając się naprawdę dobrą zabawą. Dlatego z założenia tylko krótka kilkugodzinna, niewinna wycieczka przeciąga się do późnych wieczornych godzin, a w rezultacie kończy się solidnym prysznicem, który urządza nam przyroda. I mimo, że do schroniska wracamy przemoczeni i zmarznięci czujemy wielką satysfakcję z przebiegu całego dnia. Szkoda tylko, że kolejnego trzeba już wracać bo możliwości eksploracji w dosłownym tego słowa znaczeniu (z racji ogromnej ilości jaskiń zarówno tych udostępnionych turystycznie oraz tych mniej znanych będących mekką wszystkich grotołazów z różnych stron Europy) są tutaj w zasadzie nieograniczone. Tak samo zresztą jak możliwości noclegowe będące z kolei rezultatem liberalnych zasad samego parku wychodzących wciąż naprzeciw niskobudżetowemu turyście nawet mimo coraz prężniej rozwijającej się infrastruktury turystycznej skierowanej bezpośrednio już pod gości z dużo zasobniejszymi zawartościami portfela. Jaki będzie tego efekt? Nie trudno to niestety przewidzieć. Przykładów szukać daleko nie trzeba spoglądając chociażby na nasze rodzime Tatry czy też niektóre rejony Beskidów… Póki co jednak wciąż można tutaj odnaleźć spokój i harmonię ducha, szczególnie teraz w maju, gdzie góry świecą pustkami.
Myślę jednak, że taka właśnie jest ta Rumunia. Wciąż dzika i nieodkryta i co ważne nie zepsuta jeszcze przez ogarniający w szalonym tempie cały świat konsumpcjonizm… Z drugiej strony hipokryzją byłoby nie przyznać się, że nigdy byśmy jej nie odkryli w takim stopniu gdyby nie zatrudnienie… no właśnie w jednej z międzynarodowych korporacji, której powstanie jak i wielu mu podobnych na terenie Rumunii jest wynikiem wyłącznie zimnej kalkulacji i obecności na terenie kraju bardzo taniej, a przy tym wykwalifikowanej siły roboczej. Co będzie dalej? Zobaczymy Póki co jednak nie warto zawracać sobie tym głowy tylko korzystać. Tym bardziej, że są tu wciąż ludzie, którzy za darmo podwiozą Cię stąd nawet do Budapesztu, a spotkać ich tu naprawdę nie trudno…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (19)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017