Położony w połowie drogi miedzy Isfahanem, a Teheranem Kashan stanowi ostatni etap podróży po Iranie. I mimo, ze jest to przystanek nieplanowany bez wątpienia okazuje sie on jednym z najprzyjemniejszych.
Przygodę z Kashanem rozpoczynamy jednak fatalnie. Wszystko za sprawa taksówkarza, który najwyraźniej skuszony łatwym zarobkiem kluczy po mieście, by ostatecznie zawieść nas do zupelnie innego hotelu aniżeli ten, ktorego szukamy. Udając przed nami bezczelnie Greka, po naszej natychmiastowej interwencji ostatecznie zawozi nas pod podany adres, żądając jednak za to dodatkowej opłaty. Oczywiście takie postawienie przez niego sprawy wywoluje nasz zdecydowany protest, który staje sie początkiem burzliwej i "niebywale merytorycznej" dyskusji prowadzonej w jakże do siebie przecież podobnych językach polskim i farsi. Brak konsensusu jest więc oczywisty dlatego jedynym rezultatem sprzeczki jest nieprzypadkowo wymierzony lewa ręka lekki szturchaniec, którym zostaje obdarzony. W Iranie i ogolnie całym świecie islamu lewa ręka bowiem uznawana jest za nieczysta stad tez taki gest jest wielka zniewaga dla drugiego człowieka. Nie zmienia to jednak faktu, ze finalnie taksówkarz bierze ze soba tylko ustalona wcześniej kwotę i na odchodne juz z samochodu, wymachujac pięścią kieruje w nasza stronę prawdopodobnie same wyszukane epitety, których znaczenia nie trudno sie domyślić.
Tak zatem zaczynamy początek krótkiego acz wspaniałego romansu z Kashanem. Trudno sie w nim zreszta nie zakochac. Atmosfera bowiem, która rozpływa sie w powietrzu niczym najwspanialszy perfum oczarowuje i nie sposob sie jej oprzeć. Nie tworzą jej jednak zabytki, lecz zwykli ludzie, którzy w odróżnieniu do mocno turystycznego Isfahanu traktują nas jako równych sobie, którym można a wrecz trzeba bezinteresownie pomoc. Czasem pokazać tylko drogę, czasem zupełnie za darmo wręczyć bochenek świeżo wypieczonego chleba czy bujny niczym bukiet kwiatów peczek ziół ot tak, bo akurat przechodzimy... I kiedy wydaje sie, ze spacer po miescie i rozleglym bazarze, w ktorym kryja sie wspaniale laznie, ukryte w zaulkach medrasy, czy tez wypelnione oparami palonego tytoniu czajchany nie przyniesie juz nic nieoczekiwanego okazuje sie, ze Kashan niczym temperamenty i zupelnie nieobliczalny poludniowiec po raz kolejny moze zaskoczyc. Bo można zostać przeciez zaproszonym na filiżanke herbaty i kawałek tradycyjnego irańskiego ciasta. I wcale nie przez wlasciciela sklepu z dywanami czy kiosku z pamiątkami lecz przez duchownego do meczetu, w którym odbywa sie akurat nabozenstwo zalobne, ktorego obrzadku jednak nie rozumiemy. A my siedziac wówczas na ziemi wraz ze starszymi duchownymi czujemy, ze nie tylko jesteśmy podjęci poczestunkiem w postaci herbaty i ciasta lecz przede wszystkim życzliwością i szacunkiem okazywana nam zarowno podczas samego nabożeństwa jak i pobytu w mieście. Bo taki właśnie jest Kashan i przede wszystkim Iran. Stad tez wlasnie tu w Kasanie raz jeszcze i chyba najbardziej dobitnie utwierdzamy sie w przekonaniu, ze Iran to przede wszystkim gościnni i pełni serdecznosci ludzie, a dopiero gdzieś na horyzoncie daleko w tyle zabytki..