Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Nepal. W obliczu Najwyższego...    Przystanek Wiedeń...
Zwiń mapę
2014
11
mar

Przystanek Wiedeń...

 
Austria
Austria, Vienna
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 56 km
 
Lekko znudzony przewijającym się zza oknem autobusu monotonnym krajobrazem austriackiej prowincji wyprzedzam zdarzenia i przenoszę się myślami już na koniec drogi, którą dopiero, co rozpocząłem. Po prawdzie, bowiem widok ciągnących się aż pod granicę z Węgrami sterylnych pól uprawnych, na których próżno szukać chociażby jednego źdźbła wszędobylskich wszędzie indziej chwastów najwyraźniej w świecie nudzi. Z drugiej strony jednak nie pozwala zapomnieć o sumiennej i mocno stonowanej naturze Austriaków, która wydaje się doskonale komponować zarówno z ołowianym odcieniem wczesnomarcowego nieba oraz chłodem wciąż jeszcze przesiąkniętego wilgocią po zimie powietrza.
Dążenie do perfekcji, precyzja, ład i porządek, ociekające przepychem wiedeńskie zabytki, wystawne bale, opera, nowoczesne kurorty narciarskie, ogółem poczucie bezpieczeństwa, przewidywalność i wszechobecny dobrobyt. To bez wątpienia esencja dzisiejszej Austrii. Wszystko to jednak już za chwilę na własne życzenie zostawię daleko w tyle, przenosząc się do odległej krainy, w której bezpieczną przewidywalność powinien zastąpić gorący temperament i wielka niewiadoma kolejnej chwili, z kolei dobrobyt kująca w oczy bieda. Wspólnym mianownikiem łączącym obydwa światy stanowić powinny natomiast jedynie ośnieżone wierzchołki Himalajów, które tak samo jak Alpy na dobre zagościły w przeważającej części krajobrazu kraju, do którego się udaję.
To odległy Nepal. Czy jednak jak Iran czy też byłe republiki radzieckie i jak wszystkie inne miejsca i kraje w Azji, które dotychczas odwiedziłem tak samo temperamentny i gwarny? Tak samo barwny i nieprzewidywalny? Szukając odpowiedzi na powyższe pytania zaraz po dotarciu na lotnisku wnikliwie badam przekrój wszystkich podróżnych czekających w kolejce do odprawy na lot, którym lecę w moje dużo wcześniej upatrzone nieznane. Im dłużej jednak obserwuję ułożony, bezbarwny i posłusznie czekający na swoja kolej rząd ludzi tym bardziej wątpię w to, co z założenia miało być dla mnie orientalne, nieobliczane, nieokiełznane i ubogie.
Bez zapisanej historii, pachnące wciąż nowością, bez najmniejszych śladów skazy, wykonane z najlepszych materiałów ubrania zdobiące ciała ich właścicieli, a wraz nimi wysoce zaawansowane technologicznie elementy wysokogórskiego ekwipunku, które dzisiaj zdają się już być oczywistym standardem wśród zachodnich turystów wyraźnie kontrastują z wysłużonymi, miejscami przedartymi już elementami mojej górskiej garderoby oraz resztą sprzętu, którego dobitnym przykładem jest chociażby mocno podstarzały już plecak. Jego jedyną, choć bardzo wątpliwą ozdobą niczym nieprzemyślany tatuaż stanowią niemożliwe do usunięcia tłuste plamy maszynowego smaru – pamiątka po szalonej przejażdżce na naczepie ciężarówki podczas karkołomnej próby pokonania nie do końca zresztą legalnie zachodnich rubieży Tybetu, w których elektryczność to produkt deficytowy, a biały turysta to wciąż jeszcze towar mało znany.
Tak, więc cały mój orientalny i żywiołowy Nepal, a wraz z nim pokaźna dawka pierwiastka dziecięcej ekscytacji przez nieznanym, który dotychczas krewko krążył w moich żyłach przepadają bezpowrotnie w leniwym nurcie zaledwie tylko tej jednej z dziesiątek długich kolejek czekających na odprawę każdego dnia w różnych częściach świata zachodnich turystów ciągnących gromadnie na kolejną z wielu swoich „wycieczek”. Tak się składa, że tym razem akurat do Nepalu. Ich twarze przez cały czas oczekiwania na odlot pozostają zupełnie niewzruszone, i zdaje się, że ich wyraz nie ulga zmianom niezależnie od wszelkich okoliczności. To po prawdzie wynik pewnych przyzwyczajeń oraz typowej dla ludzi zachodu maniery, a tym samym też wysokich oczekiwań w stosunku do standardów, poniżej których w życiu nie schodzą, a które oni sami niegdyś przecież ustalili, eksportując je potem masowo z początkiem poprzedniej dekady głównie wygodnymi samolotami z Zachodu do najbardziej odległych nawet krańców Ziemi.
Ustalenie, zatem nowych norm, częściowy zanik pierwotnych kultur, ogółem gwałtowna transformacja, która dokonała się na przestrzeni ostatnich dekad w najodleglejszych zakątkach świata, która nie ominęła również i Nepalu sprawia, że już teraz, jeszcze nawet przed odlotem, stojąc na wypolerowanej, sterylnie czystej hali odlotów wiedeńskiego lotniska jestem świadom, że dzisiejszy Nepal, do którego lecę zamiast orientalnego i charakterystycznego dla tej części świata aromatu masali przesiąknięty jest już do cna zachodnimi smakami i zapachami. Tym samym nie łudzę się już dłużej, nie ulegam dzisiaj już żadnej iluzji i nie tworzę wyszukanej albo raczej naiwnej w swej istocie filozofii w stosunku do wyjazdu, którą bym się zachwycił, a potem uwierzył. Zamiast do Nepalu lecę, więc jak reszta „po prostu” w Himalaje, które niezależnie jednak od gwałtownych transformacji krajów, w obrębie których leżą wydają się być odporne na wszelkie zmiany, a swym istnieniem rekompensują nielicznym malkontentom takim jak ja wszelkie filozoficzne niedostatki. Ustawiam się, więc pokornie w kolejce do odprawy i jak cała reszta cierpliwie czekam na swoją kolej, po cichu licząc jednak, że podróż mimo wszystko jeszcze mnie zaskoczy, bo mimo masowego exodusu zachodnich wycieczkowiczów Nepal to w dalszym ciągu niepokorna Azja.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017