Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Tadżykistan. Tam gdzie Allah nie patrzy...    W drodze....
Zwiń mapę
2015
14
sie

W drodze....

 
Turcja
Turcja, Istambul
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1796 km
 
Błogosławieństwo, a jednocześnie przekleństwo. Tak mniej więcej odbieram podróżowanie samolotem. Mój mocno ambiwalentny stosunek do latania oprócz ogólnej znieczulicy panującej między pasażerami w samolotach wynika przede wszystkim z szybkości przemieszczania się z miejsca na miejsce. Bo o ile możliwość natychmiastowego opuszczenia Europy jest moim osobistym „katharsis”, na które każdy rok z niecierpliwością czekam o tyle już wylot z Azji jest jego przeciwieństwem. I choć fizycznie organizm z różnicą czasu i niewygodami podniebnych podróży daje sobie całkiem nieźle radę to dla duszy powrót jest już niemal katorgą wynikającą z nagłego przeskoku z temperamentnej Azji do znudzonej samą sobą Europy Zachodniej. Innymi słowy nietrwający dłużej aniżeli kilka godzin lot powrotny przyprawia mnie zawsze o głęboką chandrę, z której mógłby mnie skutecznie wyleczyć tylko dłuższy okres adaptacji do nowych warunków. Doskonałą kuracją do niedawna stanowił powrót do Europy pociągiem. Kilkudniowa podróż po azjatyckiej ziemi przez kolejne strefy czasowe dawała bowiem możliwość nie tylko nawiązywania nowych znajomości i odnajdywania się w zupełnie niespodziewanych sytuacjach (o które wcale nie było trudno), ale przede wszystkim stopniowego przyzwyczajnia się do tego, co nieuniknione...
W przypadku lotów jest jednak zupelnie inaczej. I nawet jeśli wezmę pod uwagę niewątpliwe atuty takie jak komfort i oszczędność czasu w dalszym ciągu ciężko jest mi zaakceptować fakt, że w przeciągu zaledwie kilku lub w najlepszym przypadku kilkunastu godzin będę zmuszony przestawić sie na zupełnie inny tok myślenia i chcąc nie chcąc przynajmniej w jakimś stopniu wrócić na tory ogólno przyjętych konwenansów w zachowaniu. Problem w tym, że nie jest to wcale łatwe i nie przychodzi w sposób naturalny. Bo załóżmy, że jeszcze dzisiaj podczas przechadzki na po zatłoczonym Paharganj mijamy raz po raz święte krowy i odpieramy jednocześnie z jednej strony ataki namolnych sklepikarzy z drugiej zaś niedających za wygraną riksiarzy to w jaki sposób jutro o tej samej porze odnaleźć się wśród ich europejskich odpowiedników reprezentowanych przez wygładzonych, marketowych sprzedawców bądź też taksówkarzy wraz z ich całą obojętnością i krnąbrnością w stosunku do otoczajacego świata?
Dlatego wraz ze zbliżającym się terminem odlotu narasta we mnie przygnębienie związane z drastyczną zamianą całej palety barw i zapachów i niebywałej dynamiki, którą tętni Azja na wszystkie odcienie szarości i nudy, a przede wszystkim przewidywalności, która z kolei cechują Zachodnią Europę. Im bliżej więc powrotu tym silniejsza staje się potrzeba łapczywego chwytania każdej chwili, która jeszcze w Azji została. A ponieważ wszystkiego zapamiętać i zabrać ze sobą się nie sposób jedyną możliwością, która pozostaje, by chociaż w jakimś stopniu załagodzić skutki poazjatyckiego kaca jest jeszcze podczas podróży zacząć przygotowywanie zarysu kolejnej, czerpiąc albo ze wspomnianego wielkiego wora pomysłów już zgromadzonych albo też szukać nowych bodźców i inspiracji, które mamy zamiar znaleźć właśnie teraz w Tadżykistanie...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017