Widok rozłożystego rzędu platanów tworzących szczelny tunel okrywający główną arterię miasta, którą jedziemy zmywa resztki snu z powiek i ostatecznie utwierdza mnie w przekonaniu, że rzeczywiście dotarłem do kolejnej ze stolic byłych republik radzieckich w Azji Centralnej. Biszkek, Taszkient, a teraz w końcu Duszanbe. W każdym z wymienionych miast wysadzane aleje tych potężnych drzew są bowiem dla mnie na tyle charakterystycznym znakiem rozpoznawczym, że nie byłbym w stanie pomylić ich z żadnym innym miejscem na świecie. Zlokalizowane zwykle w najbardziej prestiżowych częściach krajobrazu miejskiego nie tylko go zdobią, ale również chronią przed zabójczym latem słońcem. Wczesnym porankiem jednak zroszone obficie przez porządkowe służby trawniki wypełniające przestrzeń pomiędzy grubymi pniami pachną jeszcze wilgocią, którą zaledwie za kilka godzin wysuszy na wiór pomału wznoszące się już po widnokręgu słońce. Teraz jednak przyjemny zamach świeżości wpada przez otwarte okno samochodu, orzeźwiając duszę i ciało po monotonnej podróży urozmaiconej wyłącznie kilkugodzinnym koczowaniem na lotniskach.
Po zdeponowaniu bagażu w pierwszym w historii, choć chyba nie do końca z prawdziwego zdarzenia hostelu w stolicy Tadżykistanu (mieści się on w prywatnym mieszkaniu na szóstym piętrze mocno wysłużonego bloku będącego częscią jednego z wielu betonowych osiedli okalających z każdej strony centrum Duszanbe) spragnieni atmosfery azjatyckiej ulicy po krótkiej drzemce pośpiesznie wychodzimy na zewnątrz ugasić palące od lat pragnienie. W stolicy nie zamierzamy jednak zabawić dłużej aniżeli to koniecznie. Z tego też powodu w pierwszej kolejności z powrotem wracamy do centrum by załatwić wszystko co niezbędne do rozpoczęcia lądowego etapu podróży. Wymiana waluty lub w razie konieczności wypłata gotówki z bankomatu, zorganizowanie transportu i na koniec kupno kartuszy z gazem. To standardowa, acz konieczna lista czynności, które należy wykonać zaraz po przyjeździe. W tej części świata rzeczywistość wciąż bowiem mocno odbiega od zachodnich standarów dlatego przed wyruszeniem w dalszą drogę warto zaopatrzyć się we wszystkie niezbędne rzeczy łącznie z gotówką. Jest to o tyle istotne, że w Tadżykistanie poza Duszanbe wszystkie miejsca, w których można wypłacić pieniądze z bankomatu można w zasadzie policzyć na palcach jednej ręki. Z racji faktu natomiast, że transport publiczny poza miastami w zasadzie nie istnieje w celu dotarcia w głąb kraju niezbędne jest wynajęcie samochodu. Najlepiej terenowego. Pamir Highway, którą zamierzamy dalej podążać mimo cieszącej się w świecie bądź, co bądź niemałej przecież sławy nie należy jednak do najlepiej utrzymanych dróg stąd też nie każde auto jest ją w stanie pokonać.
Zorganizowanie transportu nie nastęcza większych trudności. Gorzej natomiast z ceną, która jak się okazuje jest ujednolicona dla wszystkich kierowców, którzy twardo stoją przy swoim podając tą samą cenę. Lecz mimo, że możliwości negocjacji są ograniczone praktycznie do minimum udaje nam się w końcu porozumieć i osiągnąć w miarę satysfakcjonujący obydwie strony kompromis. Na resztę dnia możemy więc wreszcie zgubić się w gdzieś zakamarkach azjatyckiej ulicy,pamiętając jednak o tym, by stawić się jutro o świecie zwarym i gotowym przed naszym hostelem skąd wyruszymy do oddalonego o ponad sześćset kilometrów Chorogu – kolejnego etapie naszej podróży.
Z dworca autobusowego, na którym dochodzimy do porozumienia z naszym kierowcą wracamy do centrum i ponownie znajdujemy się na głównej arterii miasta. Tym razem pieszo. Błogi, orzeźwiający półcień, który rzuca gęsty dywan utkany przez pokaźnych rozmiarów konary wraz z poprowadzoną pomiędzy pasami szerokiej drogi alejką spacerową pokrytą nieskazitelnie czystą i równą niczym tafla lodu płytą chodnikową kusi do odpoczynku na pobliskiej ławce i przeczekania w ukryciu największej spiekoty, która właśnie opanowała miasto. I choć warunki są w zasadzie ku temu idealne idziemy jednak dalej. Nie żałujemy. To miejsce jest bowiem martwe zresztą jak całe centrum, które całkowicie pozbawione życia zdaje się pretendować do miana najbardziej futrystycznego na świecie. Poza przechadzającymi się wzdłuż aleji studentami pobliskich uczelni, którzy chcąc nie chcąc i tak tu muszą być oraz całego zastępu pilnujących porządku funkcjonaruszy policji i innych służb mundurowych w zasadzie nie ma tu żadnego reprezentanta innych warstw społecznych. Są natomiast przebijące się wysoko ponad liściasty parasol strzeliste budynki mieszkalne, a zaraz obok nich ogromne cielska niezliczonych instytucji rządowych, których funkcji nie znają pewnie sami pracujący tam urządnicy. O ile ktoś tam w ogóle pracuje, o ile ktoś w pnących się wysoko wieżowcach w ogóle mieszka. To nie ma wszak żadnego znaczenia. Bo ważnieszją rolę odgrywa tu przepych i rozmach. Ograniczone w zasadzie wyłącznie wyobraźnią swoich twórców budowle nie mają być funkcjonale. Mają natomiast wyróżniać się w miejskim krajobrazie i swymi kształtami zwracać na siebie uwagę. Nie tylko na przyjeżdzających do stolicy delegacjach rządowych i zagranicznych turysttach, ale też, a może przede wszystkim na odwiedzających lub przyjeżdzających za pracą obywatelach Tadżykistanu.
Bo kraj, do którego przyjechaliśmy jest jeszcze młody. Rolą jego przywódcy jest więc zadbać, by rósł on w sile, a wraz z nim zadowolenie jego obywateli. Rozwoju gospodarczego nie odzwierciedlają tu jednak ani skomplikowane wskaźniki ekonomiczne ani też najbardziej przemawiające i najprostsze kryterium jakim jest zasobność portfela przeciętnego mieszkańca kraju. Takie dane są nieistotne. Tutaj bowiem liczą się wyłącznie widziane gołym okiem w stolicy kraju namacalne efekty pracy ludzkich rąk w postaci strzelistych biurowców, opływających przepychem luksusowych hoteli czy też zbudowanych z "boskim" rozmachem budynków rządowych z prezydenckim pałacem na czele. Bo wszystko to samo w sobie ma stanowić wizytówkę kraju w myśl idei legendarnego Tamerlana "Jeśli wątpisz w nasza potęgę spójrz na nasze budowle". A gdyby jednak postura, rozmach i imponująca ornamentyka budowli wciąż odpowiednio nie przekonywały trzepocząca na wietrze, największa i najwyższa na świecie 165 metrowa flaga państwowa postawiona za bagatela 3,5 miliona dolarów tuż obok pałacu prezydenckiego z pewnością wszelkie wątpliwości ostatecznie rozwieje.
Dostrzec zatem siłę tego młodego kraju to jednocześnie dostrzec jego ogromny potencjał na przyszłość, który w nim drzemie. Odpowiednio wykorzystane „środki perswazji” umożliwiły przywódcy zrealizować to wcale niełatwe zadanie. Dzisiejszy obywatel kraju musi być więc mocno "uświadomiony" i mocno przekonany o sile państwa, w którym żyje. Stąd też oprócz państwowych budowli, nowoczesnych osiedli mieszkaniowych pozłacane, monumentalne pomniki lśniące w promieniach zachodzącego słońca, które co jakiś czas spotykamy dziwić z pewnością nie mogą...I nie dziwią. Bo jak to bywa w tej części świata mimo, ze powinny nie są one jednak efektem wdzięczności szczęśliwego ludu za troskę, lecz wynikiem megalomanii i samouwielbienia Emomani'ego Rahmona przywódcy Tadżykistanu, który samodzielnie je projektując głęboko wierzył w swój wielki zmysł i wrodzony talent do sztuki. Szkoda tylko, że przejaw swojego talentu i troski o społeczeństwo są widoczne wyłącznie w samym centrum stolicy kraju. Jak zatem wygląda cała reszta? Już niebawem z pewnością będziemy mieli okazję się przekonać...