Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Argentyna/Chile. Oczy słonej góry...    Fiambala. Daleki margines cywilizacji...
Zwiń mapę
2016
22
gru

Fiambala. Daleki margines cywilizacji...

 
Argentyna
Argentyna, Fiambalá
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14412 km
 
Po kilkunastogodzinnej podróży docieram do Fiambali. Mieścina zepchnięta na daleki marginesie cywilizacji stanowi jej ostatni bastion aż do chilijskiego miasta Copiapo położonego po drugiej stronie Andów. Poza pamiątkową tablicą upamiętniającą trzykrotny przejazd tędy rajdu Dakar i wcale niezłym lokalnym winem Fiambala nie ma jednak turyście w zasadzie nic do zaoferowania. Lecz chyba właśnie w tym tkwi jej urok. Pozbawione większych aspiracji leniwe płynące po zakurzonych ulicach życie stanowi wreszcie długo przeze mnie oczekiwaną odmianę po kilku dniach pełnych pośpiechu i stresu. Bo tutaj spieszyć się już nie ma dokąd. Dalej na północ zaczyna się bowiem niegościnna kraina znana powszechnie w świecie pod nazwą Puna de Atacama i nikt o zdrowych zmysłach się tam nie zapuszcza. Lecz na pierwszy rzut oka jałowy i monotonny płaskowyż puny, który miejscami wcina się głęboko w masyw Andów ukrywa w sobie surowe piękno, do odkrycia którego przyczynili się przed kilkudziesięciu laty między innymi nasi rodacy. I choć od tego czasu sława miejsca obiegła cały świat, a jego skarby zdążyły urosnąć do rangi tajemniczych cudów natury to mimo to skala tutejszej oferty turystycznej jest jednak zaskakująco mała.
To dziwi tym bardziej, że z pracą tu krucho, a o służbie zdrowia lepiej nie wspominać. I nawet jeśli od czasu do czasu dominujący w mieście odcień październikowej rdzy, która pokryła większość samochodów łamie na chwilę przejeżdżający akurat nowiusieńki Land Cruiser to jednak taki przejaw dobrobytu dotyczy tu zaledwie niewielu. Do tego wąskiego grona z całą pewnością można zaliczyć właścicieli zielonych o tej porze roku winnic okalających miasteczko. To właśnie one poza kilkoma sklepikami stanowią w zasadzie jedyne źródło utrzymania mieszkańców i nadają jednocześnie sens istnienia całej Fiambali. Dlatego nikt tutaj specjalnie nie zaprząta sobie głowy grasującą po całej Argentynie inflacją, która dewastuje konta bankowe w bardziej zurbanizowanych częściach kraju. Tutaj bowiem większe spustoszenie aniżeli regres wartości pieniądza sieje hulający z wielka siłą wiatr. Zasypując tumanami piasku ulice, ale przede wszystkim bezcenne, bo dochodowe przecież winnice stara się wydrzeć Fiambali to, co ona niegdyś zabrała otaczającej ją z każdej strony pustyni. I o ile skromna populacja miasteczka stawia zażarty opór przed zmasowaną ekspansją piasku to jednak ciężko oprzeć się wrażeniu, że jej los nie jest już przesądzony. Bo wystarczy zaledwie krótki spacer wykraczający poza krąg głównego placu, by stwierdzić w jakim stadium choroby znajduje się obecnie Fiambala.
A diagnoza nie rokuje niestety najlepiej. Wygląda na to, że wirus zżera miasteczko powoli od zewnątrz. Im dalej bowiem oddalam się od centrum tym częściej na swojej drodze napotykam zmumifikowane przez rdzę wraki samochodów, które swoje ostatnie tchnienia musiały wydać bardzo dawno temu. Zaparkowane po raz ostatni w głębokim cieniu zmarniałych domów sprawiają wrażanie jakby wolały odejść z tego świata w zupełnej samotności i zapomnieniu. Lecz na tym nie koniec. Skonać ze starości to jedno, zostać natomiast zamordowanym to już zupełnie coś innego. Taką śmiercią kończy swój żywot wysłużony Ford Ranger, którego porzucone ciało z przestrzeloną przednią szybą znajduję wciśnięte pomiędzy zabudowaniami. A one same, będąc nierzadko w stanie całkowitego rozkładu i pełniąc dzisiaj rolę wysypiska śmieci już same pewnie nie pamiętają w jakim celu zostały pierwotnie wybudowane. I gdzieś pomiędzy tym wszystkim wałęsające się na pierwszy rzut oka bez celu sfory wychudzonych psów. Szczerząc na mój widok swoje kły zmieniają nagle swoją inkarnację, by przemienić się w uzbrojone bojówki, które patrolując ulice Fiambali zajadle strzegą przede mną mroczną tajemnicę, którą musi kryć w sobie miasteczko. Jeden raz, drugi też się udaje minąć warczącą watahę. Trzeci raz nie zamierzam jednak ryzykować dlatego na widok kolejnej zawracam. Idąc z powrotem po własnych śladach obserwuję jak umiejętnie tuszuje je już piasek nawiewany przez poranny wiatr. Najwyraźniej ta obumarła część Fiambali jakby wstydząc się swojego, zrujnowanego przez chorobę wizerunku gotowa jest zrobić wszystko, by dać mi jednoznacznie do zrozumienia, że nie jestem tu mile widziany. Sugestia dociera. Wracam więc pokornie do wciąż jeszcze żywego centrum, zastanawiając się czy tak jak moje ślady również i całą Fiambalę ostatecznie pochłonie piasek pustyni, a pamięć po niej rozmyje się prędzej czy później na horyzoncie historii...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Grzegorz Pietras
Grzegorz Pietras - 2019-10-29 17:52
Byłe w Fiambala w tym roku. Opis świetnie oddaje klimat miejsca.
 
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017