Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Argentyna/Chile. Oczy sÅ‚onej góry...    W drodze do Santiago...
Zwiń mapę
2017
14
sty

W drodze do Santiago...

 
Chile
Chile, Santiago de Chile
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15557 km
 
Spoglądając na mapę Chile i Argentyny łatwo można dojść do wniosku, że podróżowanie po obydwu krajach z pewnością do łatwych nie należy. Ogromne odległości pomiędzy poszczególnymi miastami, cały wachlarz stref klimatycznych, potężne góry, rozległe pustynie, obszary wiecznego lodu czy wreszcie regularnie nawiedzające tę część Ameryki Południowej trzęsienia ziemi. Wszystko to, wydawać by się mogło powinno stanowić ogromną przeszkodę dla rozwoju sieci komunikacyjnej. Nic jednak bardziej mylnego – w obydwu krajach podróżowanie jest bowiem czystą przyjemnością.
Oczywiście, biorąc pod uwagę uwarunkowania fizyczno – geograficzne kolej z góry była skazana na porażkę w wyścigu o miano najbardziej powszechnego środka lokomocji niemniej i tak na uwagę zasługuje fakt, że w przeszłości szczególnie w Chile ten rodzaj transportu odgrywał przez pewien czas dość istotną rolę. Dzisiaj natomiast, choć znaczenie kolejnictwa wyraźnie zmalało to należy jednak przyznać, że jakoś usług, które serwuje chilijska kolej może być wzorem do naśladowania dla wielu europejskich krajów. Niedawno sprowadzone z Hiszpanii nowoczesne i w pełni klimatyzowane pociągi są bowiem tego najlepszym przykładem.
Mimo, że bez wątpienia atrakcyjna to niestety rzadka i krótka sieć kolejowa jest w stanie swoim zasięgiem pokryć zaledwie skrawek powierzchni obydwu krajów. Tym samym więc nie może w żaden sposób konkurować z gęstą i doskonale rozwiniętą siatką połączeń autobusowych, które bez problemu łączą Chile i Argentynę również z krajami ościennymi. Co więcej ze względu na ogromną rywalizację wśród przewoźników autokarowych ceny za przejazdy przynajmniej w porównaniu do wysokich kosztów życia w Chile nie należą do specjalnie wygórowanych dlatego są kolejnym argumentem przemawiającym za wyborem właśnie takiego środka lokomocji. Dodatkowo znaczne grono z nich oferuje miejsca z wygodnymi fotelami rozkładanymi nawet do 180 stopni dlatego jakość nocnego przejazdu tylko nieznacznie odbiega od nocy spędzonej w hotelowym łóżku. Oczywiście za taką usługę trzeba dodatkowo dopłacić. Niezależnie jednak od tego ostateczny rachunek uwzględniający wliczony w cenę posiłek (standardowo kilka tostów z serem i szynką wraz z kawą i herbatą), ale przede wszystkim zaoszczędzony czas wychodzi zdecydowanie in plus. Zważywszy bowiem na fakt, że ceny noclegów w Chile dorównują jeśli nawet nie przewyższają te z europejskich stolic to kilka nocy spędzonych w autokarach jest również w stanie podreperować nadwątlony budżet, który turystom niskobudżetowym rujnują noclegi pod dachem. W zasadzie jedynym mankamentem, który może popsuć ogólne wrażenie z podróży autobusem jest temperatura panująca w ich wnętrzu. Odkręcona na maksimum klimatyzacja obniża bowiem temperaturę powietrza do wartości porównywalnych do tych, które panują chociażby na wierzchołku Ojos del Salado. Efekt tego jest taki, że różnica temperatury między otoczeniem, a wnętrzem autobusu wynosi, co najmniej kilkanaście stopni jeśli nawet nie więcej. Na bunt narażonego na nagłe wychłodzenie organizmu długo więc czekać nie trzeba. Wybierając się zatem w długą podróż autobusem po chilijsko – argentyńskiej pustkowiach warto mieć zawsze w zanadrzu coś ciepłego do ubrania.
Ja tymczasem po pożegnaniu się z oceanem i nauczony doświadczeniem z poprzednich podróży obowiązkowo z ciepłym polarem pod ręką układam się więc wygodnie w rozkładanym fotelu autokaru, z którego po kilkunastu godzinach jazdy rankiem następnego dnia wysiadam już na dworcu w Santiago de Chile.
Stolica Chile to mój przystanek końcowy podczas całej wyprawy. To tutaj ją zacząłem i tutaj też niebawem zakończę. Tym samym więc pętla po maleńkim skrawku Ameryki Południowej zostanie ostatecznie zamknięta, a cały wyjazd stanie się historią. Lecz jakoś trudno przychodzi mi w to uwierzyć. Jestem bowiem niemal pewien, że zaledwie wczoraj jeszcze całkiem blady wsiadałem dokładnie w tym samym miejscu w autobus do Mendozy. Tam więc powinien być dzisiaj, a nie z powrotem w Santiago. Bo wszystko w przeciągu tych czterech tygodni, które upłynęły od przylotu działo się tak nieprawdopodobnie szybko, że odnoszę wrażenie, że tak naprawdę nic jeszcze się nie wydarzyło. Tak przynajmniej podpowiada serce, które wciąż nienasycone chilijskim słońcem i zupełnie nieprzygotowane do powrotu do wciąż spowitej szarugą i mrozem codzienności kusi, by wsiąść w kolejny autobus i gonić przebywającego już w gorącej Argentynie samego siebie.
Logika natomiast każe spojrzeć na swoje spalone od słońca ręce. Ich stan mówi za wszystko. Spękana, przesuszona skóra to dowód, który nie wziął się przecież z niczego i przemawia zdecydowanie na korzyść oskarżonych przez rozgoryczone serce tlących się wciąż w mojej głowie resztek zdrowego rozsądku.
Bo wbrew pozorom wcale nie tak trudno się w tym wszystkim pogubić. Czas w podróży biegnie bowiem przed siebie na złamanie karku. Tak szybko, że nieustannie trzeba go gonić, by jak najwięcej zobaczyć, a jak najmniej stracić, nie zwracając jednak przy tym większej uwagi na wydarzenia, które po drodze się rozgrywają. Ich zaledwie powierzchowna rejestracja to jednak zbyt mało, by choć w jakimś stopniu z nich czerpać i nasycić się smakiem i treścią każdej chwili spędzonej podczas podróży. Lecz za każdym razem dociera to do mnie kiedy pomału już dobiegam na lotnisko. Dopiero wtedy mocno wyhamowuję, nie widząc już szans na dogonienie uciekającego czasu tak samo jak i sensu takiego wyścigu. Tak właśnie jest i tym razem. Uczucie niedosytu pojawia się w momencie ujrzenia pierwszych samolotów raz znikających, a raz wyłaniających się zza linii strzelistych wieżowców. Za nimi bowiem znajduje się lotnisko – mój punkt docelowy. W odróżnieniu jednak do wcześniejszych podróży tym razem do dotarcia do niego dzielą mnie jeszcze wciąż cztery dni i trzy noce. To czas, który udaje mi się zaoszczędzić w szaleńczym pościgu po Argentynie i Chile. Z nadziejami więc, że w przeciągu tych kilku dni, które pozostają do wylotu choć w jakimś stopniu zmniejszę nękające mnie uczucie niedosytu swoje pierwsze kroki po wyjściu z dworca odważnie kieruję do stacji metra. Tego dnia bowiem czeka mnie jeszcze podziemna przejażdżka przez całe miasto...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017