Brak rubli w tej części świata nie stanowi aż tak dużego problemu. Swoje bowiem robi też dolar i euro. Nawet to w bilonie, choć akurat siła przetargowa monet nie jest już tak duża jak banknotów dlatego z początku taksówkarze kręcą trochę nosem. Biorąc jednak pod uwagę, że oprócz nas przy wyjściu z lotniska nie ma żadnych turystów i prawdopodobnie tej nocy żaden nawet najchudszy kąsek się już nie pojawi jeden z kierowców ostatecznie decyduje podwieść nas na dworzec autobusowy. Po cichu liczymy na to, że może właśnie tam znajdziemy czynny kantor lub przynajmniej działający bankomat. No i najwazniejsze autobus, którym moglibyśmy pojechać dalej do Nalczyka – miasta oddalonego od Mineralnych Wód w przybliżeniu o sto kilometrów. Nasz plan zakłada bowiem ambitnie jeszcze tego dnia dotarcie do miejscowości Terskol – górskiego kurotu położonego już praktycznie w cieniu samego Elbrusu. Czy to nam się uda oprócz kwestii logistycznych uzależnione jest przede wszystkim od obecnej sytuacji w regionie. O tym jednak dowiemy się prawdopodobnie dopiero w Nalczyku będącym bazą wypadową w kierunku najwyższego szczytu Rosji.
Mimo, że kierowca na początku narzuca za przejazd mocno niekorzystny kurs euro w stosunku do rubla to ostatecznie udaje nam się dojść do porozumienia. Wsiadamy zatem do zdaje się nieśmiertelnej Łady Żiguli, nie mogąc przy tym po raz kolejny, ilekroć jesteśmy w Rosji oprzeć się wrażeniu, że jest ona w stanie pomieścić dosłownie każdą ilość bagażu i pasażerów. W końcu ruszamy i zaczynamy przebijać się przez kruczoczarną noc, której nie oświetlają ani żadne światła samochodów ani też budynków, a drogę w ciemnościach niczym maczeta torują nam jedynie długie światła samochodu. Po kilkunastu minutach jazdy docieramy do celu. Lecz już na pierwszy rzut oka staje się dla nas jasne, że z dworca autobusowego tak szybko się nie wydostaniemy. Budynek zamknięty na cztery spusty nie daje żadnych złudzeń. Co gorsza nie wiadomo w jaki sposób umyka nam fakt, że w 2014 Rosja ostatecznie zrezygnowała z czasu letniego. Na lotnisku jeszcze tego sobie nie uświadamiamy i dopiero tutaj boleśnie przypominają nam o tym wskazówki mocno wyekspleatowanego, dworcowego zegara, których położenie jest nieco inne w stosunku so wskazówek naszych zegarków. Efekt tego jest więc taki, że nastawiając zegarki według czasu lokalnego wydłużamy sobie o godzinę w ten sposób i tak już dla nas długą noc, a tym samym czas oczekiwania na otwarcie dworca.
Lecz Rosja jak to Rosja. Zawsze potrafi zaskoczyć i to nawet wydawałoby się w najbardziej beznadziejnych sytuacjach. Tak jest i tym razem. Nie wiadomo bowiem kiedy z egipskich ciemności wyłania się nagle tuż obok nas mężczyzna. Może nie tajemniczy i być może wcale nie zagadkowy tak jak chciałyby tego okoliczności. Z pewnością jednak do bólu konkretny. Nie owijając w bawełnę, wnioskując zapewne po naszych plecakach przechodzi od razu do rzeczy, proponując transport do Nalczyka, a jeśli chcemy nawet do Terskolu, bo jak mówi i tak mniej więcej w tamtą stronę jedzie. Czy to oznacza, że droga do Terskolu jest otwarta? – pytamy. Odpowiedź brzmi twierdząco lecz nie od kilku tak jak podawały media lecz zaledwie od dwóch dni - prostuje. Tak czy inaczej dla nas to doskonała wiadomość. Tym lepsza, że samochodem możemy być pod Elbrusem w zaledwie kilka godzin. Cena do Tersolu nie jest jednak w żaden sposób proporcjonalna do kilometrów dzielących nas do celu i to nawet po intensywnych negocjacjach. Aspekt czasowy jest jednak dla nas wciąż kluczowy dlatego ostatecznie decydujemy się na transport do Nalczyka z przystankiem w międzyczasie przy najbliższym bankomacie. Innej rady zresztą nie ma. Tym razem bowiem ani siła ani też urok euro zupełnie na naszego kierowcę nie odziaływują.
Po około dwóch godzinach, z których większość przesypiamy jesteśmy na miejscu. W międzyczasie wypłacamy małą kwotę, która od razu w całości przechodzi do rąk naszego kierowcy. Choć czerń nocy powoli blaknie i nieśmiało jakby wstydliwie pojawiają się już pierwsze zarysy budynków to jednak dworzec autobusowy również i tutaj wciąż świeci pustkami. Kantoru też nie uświadczamy. Bankomat owszem... niestety popsuty. Wygląda więc na to, że wciąż jesteśmy bez pieniędzy...
W międzyczasie sprawdzamy również rozkład jazdy autobusów do Terskolu. I w tej kwestii sprawy nie kształtują się po naszej myśli. Pierwszy autobus odjeżdza bowiem dopiero za kilka godzin, co oznacza, że na miejscu nie będziemy wcześniej niż późnym popołudniem. To zdecydowanie nam nie odpowiada. Nasz plan jest dość napięty i już na jutro mamy przewidziane aklimatyzacyjne wyjście w góry. By tak się jednak stało po drodze jednak musimy jeszcze znaleźć nocleg i kantor, a następnie obligatoryjnie kupić kartusze z gazem oraz zapasy żwynościowe (ze względu na 20 kg limit bagażu w zasadzie mamy ze sobą tylko po kilka sztuk liofilizatów), a przede wszystkim załatwić meldunek. Faktem jest, że akurat w tym aspekcie Rosja jakiś czas temu wyszła częściowo naprzeciw zagranicznym turystów, wprowadzając pewne rozluźnienie przepisów. W odróżnieniu do przeszłości w obecnej chwili sprawa wyglada więc tak, iż na wszystkich obcokrajowców przebywających w Rosji dłużej niż 7 dni roboczych nałożony jest obowiązek rejestracji najpóźniej siódmego dnia roboczego, licząc od daty wjazdu. Sprawę ułatwia fakt, że dokument meldunek na okres pobytu bezpłatnie wystawia duże grono trzy i więcej gwiazdkowych hoteli. Cała reszta natomiast obiektów noclegowych ( tańsze hotele, pensjonaty,kwatery prywatne, etc.) nie mają uprawnień do rejestracji swoich gości. Planując więc tańszy nocleg należy udać się do miejscowego budynku administracji (tzw. OVIR) i tam za drobną opłatą (około 100 rubli) dokonać rejestracji.
I choć jest wielce prawdopodobne, że na terenie Rosji nie będziemy przebywać dłużej niż 7 dni roboczych (weekendy nie są wliczane zatem maksymalnie bez meldunku można przebywać na terytorium kraju aż 11 dni) załatwienie meldunku traktujemy priorytetowo nawet pomimo faktu, że za każdym razem, będąc w Rosji jakoś specjalnie się tym nie przejmowaliśmy tak samo zresztą jak celnicy, którzy albo się o to nie pytali albo też po prostu machali na to ręką. Od ostatniej wizyty w Rosji minęło jednak trochę czasu. Zasady mogły się więc zmienić. Tego co prawda nie wiemy. Wiemy natomiast, że przybyło nam lat i zmienił się nieco nasz stosunek do niepotrzebnych przygód na granicy, a już na pewno podczas podróży takiej jak ta, podczas której nieustannie będzie gonić nas czas.
Lista rzeczy do załatwienia tego dnia jest więc stosunkowo długa. Biorąc zatem po uwagę cały kontekst sytuacji dochodzimy do wniosku, że należy wdrożyć w życie awaryjy plan, który rodzi się w momencie szybkiego spojrzenia na najbliższą okolicę dworca. Mimo, że jest on wciąż zamknięty to jednak przy jego głównej bramie wjazdowej zaczynają gromadzić się już samochody, wokół których ustawia się grupka mężczyzn, tworząca zamknięty krąg. To rzecz jasna lokalni taksówkarze, których zakres świadczonych usług jak to bywa w tych stronach jest niemal nieograniczony dlatego z pewnością każdy z nich z powodzeniem łączy ze sobą funkcję taksiarza i cinkciarza. Wychodząc więc z takiego założenia postanawiamy wymienić drobną kwotę pieniędzy, która mamy nadzieję powinna starczyć do dotarcia do Terskolu. Podchodzimy więc śmiało w ich kierunku lecz zaabsorbowana ożywioną rozmową grupka jak dotąd nie zwietrzyła aszej obecności. Tym większa jest więc ich szeregach konsternacja wywołana naszym niespodziewanym pojawieniem się, która jednak sprawnie zostaje zamaskowana standardowym pytanie „ Taksi nada?” na tyle szybko by nikt z nas nie zdażył nawet się przywitać. Od razu więc przechodzimy do konkretów dzięki czemu już po chwili zamiast euro w rękach trzymamy ich równowartość w postaci rubli. Co więcej udaje nam się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i oprócz wymiany waluty zorganizować transport do Terskolu ku naszym zaskoczeniu za bardzo przystępną cenę. Nie tracąc więc czasu pakujemy czym prędzej plecaki do bagażnika po czym wsiadamy do samochodu i... usypiamy. Budzi nas się kierowca dopiero w Terskolu.