Wstajemy dość wcześnie. Przynajmniej na tyle, by mieście, w której na co dzień żyjemy zaczynało już powoli świtać. Tutaj jednak najwyraźniej noc jest w posiadaniu większej władzy, stawiając się wciąż zacięcie dniu, który jakby nie miał na tyle determinacji, by przełamać hegemonię panującej wokół ciemności. Dlatego wszędzie tam gdzie noc wygrywa z dniem zwykle z pomocą przychodzą uliczne latarnie. Nie inaczej jest i tutaj. Stojące w zwartym szeroku wzdłuż głównej ulicy w Terskolu starają się przeszyć na wylot rażącym światłem, które emitują panujący wokół gęsty mrok. Lecz nim ciemności na dobre rozproszy się w strumieniu latarnianej łuny i słonecznego światła minie jeszcze trochę czasu. Na tyle dużo jednak, by mocno przemarznąć podczas przebijania się przez bryłę zmrożonego przez chłód nocy powietrza, które bezszelestnie spełzło wraz z mrokiem ze stoków okolicznych gór i rozlazło się po całej dolinie. Na szczęście długo oczekiwane wyjście słońca zza wysoko zawieszonej, poszarpanej grani w momencie hamuje dalszą ekspansję mroźnej masy. Stopniowo robi się więc cieplej i to nawet poniżej gęstego dywanu zieleni utkanego przez rozłożyste konary zwalistych sosen, który sądząc po ich rozmiarach i ilości najwyraźniej upodobały sobie całą okolicę.
Po jakimś czasie zielony korytarz wydrążony w iglastym gąszczu i wypełniony po brzegi rześką acz mocno żywiczną wonią powietrza wyprowadza nas na rozległą polanę. Tak, jak jednak chciałyby tego moje oczy nie przykrywa jej niestety subtelna kołdra milionów srebrzących się w słońcu kropelek szronu, który pozostał jeszcze po minionej nocy. Miejsce zielonej łąki wypełniły natomiast dziesiątki mniej lub bardziej luksusowych hoteli, z których co najmniej kilka zanim na dobre powstały zdążyło się już dawno rozpaść, a ich przerdzewiałe szkielety do dzisiaj straszą okolicę. Lecz ów fakt niespecjalanie wpływa na natężenie ruchu turystycznego w sezonie. Miejsce bowiem jest doskonałym punktem wypadowych w pobliskie góry i powszechnie znanym pod nazwą Polana Czeget. Oprócz bogatej infrastruktury turystycznej i zaplecza gastronomicznego znajduje się tu również pamiętający czasy świetności Związku Radzieckiego wyciąg krzesełkowy, który wówczas z pewnością musiał wwozić do góry na najbliższy szczyt Czeget najważniejszych aparatczyków ówczesnej władzy. I choć czasy się już diamatralnie zmieniły to wyciąg dzisiaj pokryty grubą warstwą rdzy wciąż działa z tą tylko różnicą, że zamiast wszelkiej maści decydentów na szczyt wwozi zwykłych turystów. Rozciąga się stamtąd wspaniały widok na cały Elbrus, co wraz z dostępnością samej góry sprawia, że cieszy się ona ogromną popularnością nie tylko wśród wszystkich wczasowiczów, ale również wśród wszystkich aspirujących do miana zdobywców najwyższego szczytu Rosji. Piesza wycieczka bowiem na położony na wyskości ponad 3400 metrów szczyt stanowi doskonałą możliwość zdobycia wstępnej aklimatyzacji, co tłumaczy również i naszą obecność w tym miejscu. Lecz my zamiast Czegetu za cel kilkugodzinnej wycieczki obieramy bezimienny szczyt schowany nieco w cieniu Czegetu. I choć obecnie jest już poza sezonem i zarówno na Polanie Czeget jak i w samym Terskolu turystów jest jak na lekarstwo o naszym wyborze nie decyduje naltężenie ruchu na szlaku, a raczej aspekt estetyczny oraz fakt, iż w naszej ocenie z wierzchołka bezimiennego brata bliźniaka Czegetu będzie rozpościerać się dużo ciekawszy widok na Elbrus.
Po kilku godzinach mozolnego podejścia urozmaiconego szukaniem w gąszczu skarłowaciałych drzew urywającej się kilkukrotnie ścieżki, przekraczaniem strumieni oraz wspinaczką po spadzistym stoku osiągamy w końcu wierzchołek. I choć nie jest on może specjalnie wybitny to bez wątpienia właśnie tak z naszej perspektywy prezentuje się Elbrus, którego cały masyw przypomina do złudzenia dwie ogromne babki wielkanocne oblane suto białą polewą. Co jednak istotne tego dnia najwyższa góra całej Rosji i Kaukazu odsłania nam wszystkie swoje tajemnice. Widzimy więc jak na dłoni całą naszą trasę, z którą już jutro przyjdzie nam się zmierzyć jak zresztą i dalsze jej etapy aż do siodła pomiędzy dwoma wierzchołkami. Wyższy z nich jest co prawda widoczny, droga natomiast, która nań wiedzie niestety nie, a jej rzeczywisty przebieg zasłania nam gruba warstwa naszych domysłów...