Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Tryptyk Kaukaski 2017    Przystanek Stepantsminda...
Zwiń mapę
2017
22
wrz

Przystanek Stepantsminda...

 
Gruzja
Gruzja, Kazbegi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2865 km
 
“Dzień dobry!!! Nazywam się Sergiej, szukacie może pokoju do wynajęcia?” – w ten sposób, w całości po polsku wita nas gruzińskie Kazbegi (lub jak kto woli Stepantsminda) zaraz po tym jak wysiadamy z auta, którym przyjechaliśmy z Władykaukazu. Nim jednak zdążymy zastanowić się nad odpowiedzią zasypuje nas lawina podobnych pytań od zbiegających się w jednej chwili na nasz widok okolicznych taksówkarzy, którzy niczym stado wygłodniałych wilków upatrują w nas łakomy kąsek, nie zamierzając oddać go nikomu bez walki. I trudno temu się dziwić. Czwarty tydzień września jest już za pasem i sezon chyli się ku rychłemu końcowi. Przynajmniej teoretycznie. Praktycznie bowiem nic tego nie zapowiada. Dzisiejsza temperatura, osiągając wartość blisko trzydziestu stopni, w zasadzie niczym nie różni od tej tej, która panuje tutaj w lipcu czy sierpniu. Zresztą bez problemu by przekroczyła trzydziestkę gdyby nie spływający z górskich stoków wiatr przynoszący do doliny, w której położone jest Kazbegi rześkie powietrze. Lecz lokalni przedsiębiorcy wiedzą swoje, bijąc się zażarcie między sobą o każdego turystę, który się tu pojawia. Mimo wszystko aura niebawem się zmieni dlatego każdy zarobiony grosz jest teraz na wagę złota. Bo rzeczywiście koniec września daje solidne podstawy, by przypuszczać, że z dużą dozą prawdopodobieństwa tegoroczne lato już za kilka dni stanie się niestety historią. Nadejście zimy jest więc tylko kwestią czasu. Sądząc jednak po zatrzęsieniu zagranicznych autokarów zajmujących większość miejsc na ogromnym parkingu będącym jednocześnie centrum całego Kazbegi oraz tłumach wypełniających okoliczne restauracje i sklepy wydaje się, że nikt z przyjezdnych w szybkie nadejście zimy specjalnie nie wierzy. Zresztą i po co się tym zadręczać skoro dla większosci turystów, którzy się tu obecnie znajdują celem jest wyłącznie kilkugodzinna wycieczka do położonego na okolicznym wzgórzu klasztoru Cminda Sameba.
W naszym przypadku jest jednak zupełnie inaczej. Potrzebujemy bowiem około siedmiu dni co najmniej znośnej pogody, z których pierwsze dwa poświęcamy na pobyt w Kazbegi w oczekiwaniu na resztę załogi, która ma do nas dołączyć zaraz po przylocie do Gruzji. Dopiero po ich dotarciu wspólnymi siłami resztę czasu, a zatem pięć dni poświęcimy na próbę zdobycia Kazbeku. W tej sytuacji więc wyraźniejsze załamanie pogody mocno skomplikowałoby realizację naszych planów. Póki co jest ona jednak wymarzona niemniej nie może ona utrzymywać się w nieskończoność, co niestety potwierdzają niezbyt optymistyczne prognozy pogody, które nieustannie śledzimy. I o ile ów fakt nie wypływa najlepiej na nasze samopoczucie o tyle w kontekście nadchodzącego załamania aury dwudniowy stan przymusowej bezczynności wymuszonej czekaniem podczas wspaniałej pogody, która ma się utrzymać jeszcze dwa dni powoduje sporą frustację, którą jednak musimy jakoś uciszyć.
Póki co jednak odrzucamy nasze obawy na bok i wdajemy się w cenowe negocjacje dotyczące naszego lokum na czas pobytu w Kazbegi. Znalezienie zadowalającej ceny nie jest jednak żadnym problemem dlatego zaledwie kilkanaście minut od przyjazdu raczymy się już domowej produkcji czaczą, którą częstuje nas gospodarz w progach swojego przybytku oddalonego od centrum zaledwie o trzy minuty drogi. Ciężko jednak rozpatrywać to w kategorii atutu jeśli weźmiemy pod uwaę fakt, iż Kazbegi pomimo swojej popularności jest na tyle małą miejscowością, że w zasadzie z każdego miejsca do centrum jest tu bardzo blisko.
Po poczęstunku zostajemy sami. Gospodarz pędzi bowiem na złamanie karku na parking w poszukiwaniu kolejnych turystycznych przybłędów szukających jakiegoś dachu nad głową. Tym samym możemy więc trochę odpocząć po podróży. Bo choć odległość między Władykaukazem, a Kazbegi to zaledwie około 50 kilometrów to jednak dystans ten pokonujemy w czasie pięciu godzin. Powodem jest granica, której przekroczenie wymaga sporego zapasu cierpliwości i... jakigokolwiek pojazdu. Opuszczenie Rosji tak samo jak wjazd do Gruzji w tym miejscu możliwe jest bowiem wyłącznie przez zmotoryzowanych. Do tej kategorii zaliczają też rowerzyści. Dla pieszych natomiast przejście jest całkowicie zamknięte.
Z początku odprawa przebiega dość sprawnie. I kiedy wydaje się, że przekroczenie rosyjskiej granicy będzie tylko formalnością podchodzi do nas celnik z informacją, że niebawem zostaniemy zaproszeni na coś w rodzaju wywiadu środowiskowego. Lecz czas po wewnętrznych stronach granic całego „Imperium” biegnie inaczej aniżeli poza nimi. Tym samym więc sformułowanie niebawem rozciąga się niczym wyżuta guma praktycznie aż do granic swoich możliwości. Na szczęście jednak nie pęka i po niespełna trzech godzinach oczekiwania w końcu jesteśmy wezwani przez celnika do wnętrza budynku, który po chwili rozpoczyna wywiad. Pytanie są mocno tendencyjne, a wyraźnie bijące z twarzy celnika znudzenie typowe zresztą dla większości przedstawicieli władzy w tej cześci świata obnaża rytynowy charakter całego przesłuchania. Niemniej jednak formalności przecież trzeba dopełnić, by stworzyć przed każdym petentem w ten sposób pozory, że Rosja to świetnie zorganizowany i perfekcyjnie funkcjonujący monolit. I kiedy celnik nabiera przekonania, że taki właśnie efekt wywiera na nas przeprowadzony oświadcza w końcu, że jesteśmy wolni i możemy jechać. Po drodze czeka nas jeszcze krótki przystanek na gruzińskiej granicy. Ma on jednak postać czysto formalny dlatego bez przeszkód docieramy już do celu naszej podróży.
Szybko przekonuję się, że Kazbegi nie należy raczej do miejsc, w których można by się po prostu wałęsać godzinami bez celu i chłonąć jego atmosferę. Po pierwsze dlatego, że miasteczko jest po prostu małe, a po drugie przeważająca część tutejszej zabudowy została przekształcona albo w pensjonanty przeróżnych standardów albo też w prywatne kwartety, tracąc w ten sposób swój pierwotny charakter. Tak samo zresztą jak większość mieszkańców, którzy dawno już porzucili swoją pierwotną kulturę hodowlano – rolną na rzecz uprawy turystyki w ujęciu stricte komercyjnym. Efekt tego jest więc taki, że rozmowy w lokalnym narzeczu zostały wypchnięte przez inne języki świata zwykle te o międzynarodowym charakterze niemal poza obręb całego Kazbegi. W tej dziedzinie niepodzielnie króluje tutaj jednak język polski, którego wydawać by się mogło lokalny zasięg ograniczający się w zasadzie tylko do granic naszego kraju ostatnimi czasu rozszerzył się na obszar całej Gruzji, a w szczególności Kazbegi. Co więcej najwyraźniej nasza mowa znalazła tutaj na tyle podatny grunt, by komunikacja po polsku z miejscowymi przebiegała bez większych przeszkód niemal w każdej restauracji, nie wspominając już nawet o głównym parkingu czy też projektach prowadzonych bezpośrednio przez Polaków, do których należą: Bezpieczny Kazbek czyli baza ratowników pod Kazbekiem czy też informacja turystyczna w samym centrum Kazbegi.
Nie inaczej sytuacja wyglada w sklepach, w których jak to bywa we wszystkich turystycznych kurortach musi dominować asortyment skierowany bezpośrednio na wczasowicza. W związku z tym i tutaj wchodząc do jakiekolwiek sklepu wydaje się, że typowo lokalny produkt został wyparty przez ten najbardziej masowy, z którego pierwsze skrzypce gra rzecz jasna alkohol.
Klasztor Cminda Sameba również nie jest też w tej materii żadnym wyjątkiem. Pierwotna atmosfera miejsca i związana z nią pewnie namacalna wręcz harmonia kontemplującego w milczeniu mnicha z naturą została bowiem bezpowrotnie zaburzona przez nieustanny warkot krążących w te i wewte marszrutek, które przywożą i odwożą gwarne grupy turystów i tworzyszące im odgłosy pstrykania migawek ich telefonów z celem zrobienia fotografii o temacie „Ja na tle klasztoru z Kazbekiem w tle”.
I choć od czasu do czasu zdarza się, że zupełnie przypadkowo tu i ówdzie wyłoni się niespodziewanie zza zakrętu, płotu czy też po prostu nieco dalej od centrum jakiś zapomniany relikt dawnych czasów to jednak jest to wciąż zbyt mało, by zaważyć na ogólnym odbiorze przez nam tego miejsca. Bo nie takiej Gruzji przecież szukamy dlatego zmęczeni obliczem Kazbegi, której prawdziwe cechy zostały zamaskowane grubą warstwą makijażu w myśl obecnie powszechnie panujących trendów masowej turystyki kolejny dzień spędzamy w całości w górach, wspinając się poza jakimikolwiek ścieżkami na wyrastającą z doliny wysoko zawieszoną grań, z której roztacza się wspaniały widok na Kazbek. Wolni od komercyjnego smogu oddychamy w końcu pełną piersią, delektując się przy tym cudowną pogodą. Nie podejrzewamy jeszcze, że to ostatni, letni dzień nie tylko na tej wyprawie, ale również w całym roku....
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017