I w końcu nadszedł dzień, w którym kolejny raz wyruszamy w drogę. W odróżnieniu jednak do kilku poprzednich wyjazdów będących ze względu na termin w pewnym sensie formą prewencji przeciwko jesienno-zimowej depresji tym razem nie przychodzi nam pożegnać się ani z październikową słotą ani też ze styczniowym mrozem lecz z intensywnymi barwami i zapachami młodziutkiego wciąż lata, by przenieść się do krainy, w której panuje wyłącznie jedna pora roku - zima. Spoglądając więc za okno autobusu, za którym kombajny niczym ogromne golarki do włosów strzygą "na jeża" gotujące się we własnym sosie zarośnięte połacia spalonych od słońca pól, nad którymi już unoszą się w falującym od temperatury powietrzu stada wygłodniałych ptaków, czekając niecierpliwie na rozpoczęcie uczty składającej się z resztek niezebranych ziaren staram się pogodzić z myślą, że za kilka dni cały ten krajobraz całkowicie już wypłowieje, by ostatecznie przybrać monochromatyczne odcienie, które będą nam towarzyszyć przez trzy kolejne tygodnie.
Być może to właśnie świadomość tego faktu decyduje o tym, iż ośmiogodzinny czas oczekiwania w Istambule na samolot do Biszkeku postanawiamy wykorzystać na ekspresowe zwiedzanie tureckiej metropolii. Choć chyba jest to raczej desperacka próba osiągnięcia stanu pełnego nasycenia, a wręcz przesycenia się "na zapas" każdym nawet najmniejszym bodźcem, którymi Istambuł o tej porze roku emanuje. Bo wałęsając się bez celu w labiryncie wąziutkich uliczek, tworzących handlową dzielnicę miasta na każdym roku doświadczamy nowych zapachów i impulsów, których intensywność można w zasadzie porównać tylko z soczystością zieleni bujnie rozkwitającej po zimie przyrody.
Lecz tak szybko jak dostajemy się do centrum Istambułu tak szybko wracamy z powrotem na lotnisko. Czas bowiem upływa nam błyskawicznie. Jak zresztą cała wiosna i lato. I jak wszyskie przyjemne chwile, które przemykają zazwyczaj w takim tempie, że nie trudno oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę nigdy się nie wydarzyły.
Dokładnie tak jest dzisiaj. Dopiero bowiem, co wyjeżdżamy z domu, docieramy do Pragi skąd wylatujemy i zanim się nawet oglądamy wsiadamy na pokład kolejnego samolotu, zostawiając za sobą przepełniony zapachami gorącego lata i orientu Istambuł...