Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Pik Lenina 2018    W dwójce...
Zwiń mapę
2018
18
lip

W dwójce...

 
Kirgistan
Kirgistan, Pik Lenina
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5378 km
 
Pobyt w dwójce upływa nam pod znakiem stopniowej aklimatyzacji i związanych z nią coraz śmielszych wyjść w wyższe partie góry. Nim jednak do tego dochodzi cały pierwszy dzień po dotarciu do dwójki poświęcamy na odpoczynek po dwunastogodzinnej przeprawie przez lodowiec i związanej z nią nagłą zmianą wysokości, która na odcinku między obozem pierwszym, a drugim wynosi niemal kilometr. Taki krok niespecjalnie jednak koresponduje z powszechnie przyjętą tutaj wśród alpinistów praktyką, która zakłada zazwyczaj dwa następujące zaraz po sobie noclegi, pierwszy w dwójce, a kolejny w trójce, po czym zejście w dół aż do jedynki lub nawet base campu w celu odpoczynku i regeneracji przez ostatecznym atakiem szczytowym. I o ile taka metoda w większości przypadków jest rzeczywiście gwarantem skutecznej aklimatyzacji to jednak nie przekonuje ona wszystkich, łącznie z nami. Perspektywa bowiem ponownego przechodzenia przez pocięty szczelinami lodowiec oraz narażania się na mordercze słońce wysysające do cna wszystkie siły zdecydowanie do nas nie przemawia dlatego też do jedynki ostatecznie nie wracamy, decydując się w zamian na jeden dzień lenistwa w dwójce, licząc, że przyniesie to pożądany efekt.
Przy tej okazji bardziej z nudów aniżeli czystej ciekawości podglądamy życie obozowe, które zamyka się w niezwykle prostym schemacie składającym się w zasadzie z czterech elementów: śniadania, wyjścia bądź w górę, bądź w dół, ponownego stukania garnkami wieczorem i chwili ożywionych rozmów, które gasną jednak wraz ze schowaniem się słońca za główną granią Piku Lenina.
Mimo ogromnego przepływu ludzi sam obóz drugi nie jest wbrew pozorom bytem rządzonym przez chaos i anarchię. Tak jak w przypadku swoich poprzedników i tutaj pieczę nad nim piastują przedstawiciele poszczególnych agencji turystycznych. To oni dbają o jako taki porządek, który tu panuje jak również sprawny przepływ informacji pomiędzy obozami oraz opiekę nad przebywającymi tutaj ludźmi, w pierwszej kolejności jednak nad swoimi klientami.
Niezależnie od tego nie mamy większego problemu z zostawieniem tutaj bezpłatnego depozytu, uzyskaniu cennych informacji o pogodzie, a nawet otrzymujemy bezinteresowną pomoc dyżurnego dwójki przy wzniesieniu plecaka na końcowych metrach podejścia do obozu podczas chwilowej niedyspozcji jednego z członków naszej załogi.
I choć wydawałoby się, że to czynnik ludzki zawsze decyduje o atmosferze miejsca to jednak nawet najbardziej bijące ciepło od przebywających tu osób nie jest w stanie roztopić chłodu, który emanuje od gór. To bowiem one jak nic innego w świecie uświadamiają ludziom nasze miejsce w szeregu, o czym dobitnie przypomina chociażby spadający ze świstem poprzedniej nocy dosłownie metr od mojej głowy kamień czy też głuche, pozbawione jakichkolwiek emocji odgłosy łamanego lodu dochodzące z czeluści ogromnego cielska nieopodal pełznącego w dół lodowca czy wreszcie odrywające się w oddali na naszych oczach raz na jakiś czas ogromne bloki śnieżne demonstrujące przed nami swoją, niszczycielską siłę.
W tych okolicznościach nietrudno o zwątpienie, które zwykle rodzi brak przekonującej odpowiedzi na pytanie, które prędzej czy później pada z ust każdego przebywającego tu wspinacza: co ja do cholery właściwie tutaj robię? Owszem, zdobycie szczytu jest celem który przekonująco usprawiedliwia przed samym sobą własną obecność w tym miejscu i jednocześnie doskonale tłumaczy dlaczego każdej nocy marznę, ponoszę ryzyko uderzenia przez spadające kamienie, zasypania przez lawinę, upadku do szczeliny i tak samo dlaczego narażam się na wysiłek, którego konsekwencją jest całkowita dewastacja organizmu wymagająca intensywnej rekonwalescencji powyprawowej. Lecz niestety nawet akceptacja tych, twardych zasad gry jaką jest wyprawa wysokogórska nie stanowi absolutnie żadnej gwarancji wejścia na szczyt. Bez odrobiny szczęścia w postaci okna pogodowego zwykle nie jest to po prostu możliwe. To bowiem sprzyjająca aura, a nie wspomniane wyżej czynniki stanowi jedną z najważniejszych składowych sukcesu większości wypraw, a w szczególności tych na amatorskim poziomie, do grona których zalicza się również nasza. Potwierdzają to zresztą statystyki, według których odsetek wejść na szczyt w zależności od warunków pogodowych panujących w poszególnych latach waha się tutaj zaledwie od 7 do 22 procent wszystkich prób. Świadomość tego faktu sprawia, że kiedy aura zaczyna się psuć to zwykle taka zmiana i związana z nią niepewność najbliższej przyszłości, a nie wcale czynniki w postaci zmęczenia, przeszkód terenu czy sytuacji losowych najbardziej podłamują morale, których nierzadko nie jest nawet w stanie podnieść pobudzający do działania jak mało co argument w postaci głębokiej chęci zdobycia wymarzonego szczytu, którego widok rozpływa się jednak stopniowo w napływających niczym deszczowe chmury czarnych myślach, które w takim momentach często opanowują głowę...
I choć na tej wyprawie do tej pory mi sie to jeszcze nie zdarzyło to jednak teraz, tuż po dotarciu do dwójki moją niezmąconą dotychczas niczym pogodę ducha psuje w momencie wiadomość o nadchodzącym wielkimi krokami długotrwałym załamaniu pogody. Hiobowe wieści przynosi całkowicie przypadkowa rozmowa z jedną z osób, która właśnie dociera ze szczegółową progonozą pogody do dwójki z obozu pierwszego. Z racji faktu jednak, że jedna jaskółka wiosny jeszcze nie czyni, tak samo zresztą jak jedna, niepomyślna prognoza długoterminowej niepogody postanawiam nie poddawać się nastrojowi i podejść do sprawy pragmatycznie swoje kroki od razu kierukąc do dyżurnego dwójki z pytaniem o najbliższe rokowania pogodowe...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017