...czeka juz na nas znajomy Pawla - Borys, student matematyki na Uniwersytecie Lomonosowa. Na czas naszej krotkiej wizyty w Moskwie oferuje nam swoja pomoc.
Nie tracac wiec czasu szybko przenosimy sie metrem na drugi kraniec miasta - Dworzec Kazanski, skad poznym wieczorem odjezdza nasz pociag do Taszkientu. Po "zdeponowaniu" plecakow w przechowalni bagazu udajemy sie zwiedzac miasto.
Postanawiamy jednak zrezygnowac z najbardziej popularnych atrakcji turystycznych stolicy Rosji. Dla kazdego z nas to juz bowiem kolejna z wielu wizyta w Moskwie, dlatego tym razem chcemy poznac jej prawdziwe oblicze, udajac sie w tym celu na spacer jej handlowymi i przemyslowymi dzielnicami.
Okazuje sie jednak, ze w dniu naszego pobytu przypada rocznica urodzin Lenina. Weryfikujemy wiec nieco nasze plany i udajemy sie z krotka wizyta na Plac Czerwony. Mimo jeszcze wczesnej pory jestesmy swiadkami poczatku uroczystosci zoorganizwanych w holdzie twórcy Imperium. Jest wiec pochod, trzepoczace na wietrze sztandary, wniosle przemowy. Przy otwartym z tej okazji malzoleum starsza kobieta z czcia sklada bukiet czerwonych gozdzikow. Przy Grobie Nieznanego Zolnierza z kolei tloczno i gwarno. To podekscytowane dzieci z podmoskwiewskich szkol obserwuja zmiane warty. Wszystko oczywiscie w ramach zajec lekcyjnych. Bo Lenin tutaj dla wielu Rosjan to wciaz bohater, ktorego kult jest wciąż żywy, a historia o nim przekazywana jest z patosem, z pokolenia na pokolenie. To sprawia, ze pozostanie on na dlugo w pamieci wielu pokolen mieszkancow pograzajacego sie dzisiaj w kryzysie Imperium.
Opuszczamy Kreml. Kontynujemy spacer, z kazdym krokiem oddalajac sie od centrum. Stopniowo bogato zdobione kopuly cerkwi ustepuja miejsca szarym, odrapanym, wielopietrowym molochom. Pelen przepychu Arbat nagle zmienia sie w labirynt notorycznie zakorkowanych, wielopasmowych ulic. Na skrzyzowaniu osamotniony milicjant desperacko probuje przejac kontrole na panujacym tutaj chaosem. To jednak wydaje sie niemozliwe. Bo Moskwa miastem nie jest. To drapiezny twor tetniacy swoim, wlasnym zyciem. Odurzeni jego industrialnym wyziewem, przytloczeni sciana dzwieku klaksonow i wscieklego warkotu silnikow staramy sie wyrwac jego szponom. By jak najszybciej zaszyc sie chocby na chwile w jakims ustronnym miejscu. Po prostu odpoczac. Po drodze mijamy tych, ktorym sie nie udalo. Brudnych i glodnych , bez checi do czegokolwiek, swiadomych faktu, ze miasto dla nich laskawe nie jest, drugiej szansy nie daje.
Mijamy tez rzesze wygranych. Dumnie i pewnie kroczacych chodnikami ulic, ubranych wedlug najnowszych, swiatowych trendow. Nieprzywoicie bogatych, swiadomych faktu, ze to wlasnie na nich miasto spoglada przychylnym okiem.
Wykonczeni fizycznie i psychicznie kilkugodzinnym spacerem po Moskwie w koncu docieramy pod gmach Wydzialu Matematyki i Fizyki Uniwersytetu Lomonosowa, gdzie Borys studiuje. Tam czeka nas mila niespodzianka. Borys zalatwia przepustki umozliwiajace wejscie do budynku. Dzieki temu zwiedzamy uniwersytet, ktorego zwieczeniem jest wjazd na 24 pietro, skad jest nam dane podziwiac stolice Rosji w calej okazalosci.
Tutaj dopiero wyraznie widac jej dwa jakze odmienne oblicza. Pierwsze z nich - przyjazne turyscie to centrum mieniace sie szeroka gama barw i roznorodnoscia ksztaltow budowli oraz to drugie szare, ciagnce sie az po horyzont, najezone niezliczona iloscia dymiacych kominow i wiezowcow. Dlatego Moskwe mozna kochac lub nienawidzic, nie sposob jednak przejsc obok niej obojetnie.
My tymczasem powoli wracamy na dworzec. Czas goni. Po drodze szybkie, nieprzemyslane zakupy. Odbior plecakow, upychanie wszystkiego do srodka. Bieg na pociag. Jak zwykle.
Udaje sie. Zajmujemy miejsca. Dopiero teraz stres ustepuje.
Wsiadajac do pociagu relacji Moskwa - Taszkient rozpoczynamy tym samym drugi ostatni etap podrozy do stolicy Azji Centralnej.