Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Szlakiem Jedwabiu i Herbaty...    Przez Syczuan do Yunnanu
Zwiń mapę
2009
03
lip

Przez Syczuan do Yunnanu

 
Chiny
Chiny, Xichang
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11303 km
 
Trzydniowy postój w Xiningu powoli dobiega końca. Mimo, że czas który tu spędzamy stanowi miłą odskocznię od długiej i wyczerpującej przeprawy przez pustynię z niecierpliwością oczekujemy już początku kolejnego etapu podróży. Jej zwieńczeniem jest przecież dotarcie do trudno dostępnego jednakże niezwykle malowniczego górskiego łańcucha Melixue Shan położonego na skraju trzech prowincji: Syczuanu, Yunnanu oraz Tybetu.
Trasa, którą obieramy prowadząca między innymi przez przemysłową stolicę Syczuanu - Chengdu, do którego docieramy po dwudziestu czterech godzinach podróży pociągiem wbrew pozorom okazuje się równie skomplikowana i męcząca, co przeprawa przez Pustynię Takla - Makan. Tym razem jednak wszelką niewygodę w pełni rekompensuje mozaika krajobrazów zmieniająca się za oknami każdych kolejnych środków transportu, którymi sukcesywnie zbliżamy się do celu podróży.
Meandrująca pośród wapiennych wzgórz Jangcy, wiecznie zielone pola ryżowe, imponujące kształtami rozłożyste bananowce czy wreszcie wąskie i kręte przepadziste, wysokogórskie drogi wynoszące autobusy, którymi podróżujemy na czterotysięczne przełęcze to tylko nieliczne z wielu atrakcji podczas naszej wyprawy, której trasa niespodziewanie zaprowadza nas również nad brzegi Jeziora Lugu Hu...
Nim jednak się tam znajdziemy upalnym popołudniem pewnego, lipcowego dnia zgodnie z planem docieramy do Chengdu. Na miejscu, mając w zamyśle zupełnie inną koncepcję dotyczącą kontynuowania podróży po złożeniu wizyty na wszystkich możliwych dworcach autobusowych miasta zmuszeni jesteśmy po raz kolejny zmienić plany.
Okazuje się bowiem, że bezpośrednie połączenie autobusowe z położonym na pograniczu Tybetu i Yunnanu miastem Deqin będącym doskonałą bazą wypadową w interesujący nas górski rejon nie istnieje. Z związku z tym jedyną możliwość dotarcie do miasta upatrujemy w kontynuowaniu dalszej drogi pociągiem na południe do miejscowości Xichang skąd pokonując autobusem stosunkowo słabo zaludnioną górską część Syczuanu mamy nadzieję dotrzeć do celu naszej podróży.
Jak postanawiamy tak też robimy dlatego z powrotem udajemy się na dworzec kolejowy, chcąc jak najszybciej wydostać się z niezwykle tłocznej, modernistycznej stolicy prowincji.
Na dworcu miła niespodzianka. Już po kilku chwilach trzymamy w rękach bilety na najbliższy i jedyny tego dnia pociąg do Xichangu. Ponieważ stanowi on w zasadzie jedyną możliwość dostania się do wspomnianej miejscowości cieszy się przez to ogromną popularnością wśród ludzi. My zaś, kupując nań bilety kilkadziesiąt minut przed jego odjazdem pozbawieni wyboru stajemy się szczęśliwymi posiadaczami nieszczęsnych biletów bez miejscówek. Nie zwracając jednak specjalnie uwagi na ów fakt szybko robimy zakupy na kilkunastogodzinną podróż, po czym przechodzimy kontrolę bagażu (obowiązkową na każdym chińskim dworcu) i gotowi do drogi kierujemy się w stronę poczekalni, gdzie zatrzymujemy się na brzegu.. morza ludzi oczekujących na pociąg relacji Chengdu - Xichang.
Widok nerwowo oczekujących na otwarcie bramek (pasażerów bowiem wpuszcza się na peron dopiero po wjeździe pociągu i przygotowaniu go do jazdy) przypuszczalnie posiadaczy biletów bez miejscówek budzi w momencie naszą ogromną obawę przed podróżą. Pozycja przecież, którą zajmujemy wśród tłumu nie rokuje większych nadziei na zajęcie chociażby znośnego miejsca w wagonie. Toteż, pozbawiając się w jednej chwili złudzeń koncentrujemy się na tym by nie zostać stratowanym przez tłum po otwarciu bramek.
Kiedy to w końcu następuje nieco wcześniej niż się spodziewamy, na co niewątpliwie ma wpływ unosząca się w powietrzu ciężka i nerwowa atmosfera oczekiwania oraz napór masy ludzkiej na bramki litości nie ma. Bo celem wbrew pozorom z reguły nie jest wygodne miejsce tylko półki oraz wszelkie inne zakamarki wagonu dające możliwość bezpiecznego przechowania na czas podróży nierzadko całego dobytku życia. Często bowiem tylko ta najtańsza klasa pociągu przypominająca niestety jazdę w bydlęcych warunkach to luksus, na który mogą sobie pozwolić podróżujący nim ludzie reprezentujący głównie najniższą warstwę chińskiego społeczeństwa. Dlatego wręcz paniczna obawa o swoją własność będąca jak podejrzewam wynikiem wielu smutnych doświadczeń w ich życiu, które tutaj przecież wielu nie rozpieszcza poniekąd tłumaczy zachowanie zdesperowanego wściekle atakującego pociąg tłumu ludzi zupełnie niezwracającego uwagi na dzieci i starszych. Nam z kolei nieprzyzwyczajonym do codziennej walki na śmierć i życie przypada w udziale ledwo metr kwadratowy w wąskim przejściu gdzie z plecakami spędzimy kilkunastogodzinną podróż.
Pociąg rusza. Już po kilkunastu minutach jazdy wagon staje się szary od papierosowego dymu, a gęste i cuchnące powietrze przypominające swoja konsystencją bardziej przemysłowy wyziew aniżeli bezwonny i bezbarwny, życiodajny gaz zaczyna drażnić nieprzyjemnie gardło i nozdrza.
Będąc pod ciągłym ostrzałem ciekawskich spojrzeń ludzi staramy się usiąść na plecakach, kamuflując w ten sposób choć na chwilę swoją obecność w wagonie. Szybko jednak orientujemy się, że jest to zupełnie niemożliwe za sprawą kursujących w obie strony z kilkuminutową częstotliwością wózków z wagonu restauracyjnego oferujących zarówno podstawowe produkty spożywcze, ale również całkiem szeroki wybór dań na ciepło. Ku naszemu zdziwieniu mimo zdecydowanie wygórowanych cen cieszą się one ogromnym wzięciem wśród ubogich podróżnych, chętnie kupujących serwowane posiłki. My natomiast, stając na drodze kursującym wózkom, co chwilę zmuszeni jesteśmy do nieustannego wstawania i odsuwania plecaków, umożliwiając im przejazd.
W ten sposób mija kilka godzin podróży. Mimo to nie narzekamy. Co prawda podejmowane co jakiś czas próby konwersacji ze strony współpasażerów kończą się fiaskiem z powodu niemożliwej do pokonania bariery językowej nie mniej jednak podróż w takich warunkach, której ceną jest przecież tylko fizyczne zmęczenie umożliwia poznanie prawdziwego oblicza Chin, o co nam przecież chodzi.
Tym samym znane nam dotychczas wyłącznie z relacji i opowiadań uznawane w naszej rzeczywistości za niekulturalne, wręcz obleśne towarzyszące każdemu posiłkowi głośno akcentowane odgłosy spożywania w połączeniu ze wszystkimi innymi natury gastrycznej będącymi już dla nas wyłącznie tematem tabu dzisiaj tu w pociągu stają się faktem. Uświadamia nam to dobitnie odmienność kulturową, w której się znaleźliśmy. Stojąc w jej obliczu obserwujemy więc całokształt zachowań ludzi, którzy ją tworzą. I nawet mimo szerokiego wachlarza tolerancji ciężko jest zrozumieć rzeczywistość, którą jest nam dane doświadczyć. Jeśli nawet ma ona swoje logiczne wytłumaczenie o czym jestem przekonany, będąc jednak wychowanym w świecie, w którym te same pojęcia mają zupełnie odmienne znaczenie tutaj w pociągu nie dostrzegam nic, co mógłbym wziąć dla siebie, a co stanowiłoby o dalszym rozwoju własnej osoby. A tęsknota za światem, który zostawiłem kilka miesięcy temu z jednoczesnym brakiem akceptacji i być może pewną negacją rzeczywistości, w której się znalazłem to uczucie, które doświadczam będące wynikiem obserwacji toczącego się życia w pociągu. Trzeba dodać uczucie dziwne i dotychczas zupełnie mi obce dowodzące w każdym razie bardziej bądź mniej świadomego, ale jednak wciąż przywiązania do ludzi, zapachów, smaków oraz miejsca, w którym się one znajdują, obszaru gdzie prawa i zachodzące interakcje pomiędzy poszczególnymi elementami budującymi ten świat, bo o nim mowa są jasne i zrozumiałe. Nie mi jednak oceniać rzeczywistość i kulturę, w której obecnie się obracam. Nie krytykuję, nie pochwalam. Daleki jestem od tego. Porównuję i czerpię. To wszystko. Zestawienie bowiem świata po chińsku ze wszystkimi innymi poznanymi przeze mnie do tej pory w czasie wszystkich odbytych podróży poszerza perspektywę spojrzenia, umożliwiając tym samym lepsze ich zrozumienie. Z kolei poszerzanie wiedzy o świecie rozwija przecież umiejętność wyławiania z niego wszelkich pozytywnych aspektów stanowiących o dalszym samorozwoju jednostki często jednak głęboko ukrytych pod grubą warstwą kiczu, stereotypów bądź też obłudy i propagandy reżimów czego przykładem są niewątpliwie Chiny.
Bo w jaki inny sposób wytłumaczyć sytuację, w której naczelnik pociągu, widząc podróżujących na stojąco w warunkach niezbliżonych nawet do najniższych europejskich standardów organizuje dla nich wygodne miejsca w wagonie restauracyjnym, nie żądając przy tym dodatkowej opłaty? Mając świadomość faktu, że w Chinach zagraniczni turyści stanowią uprzywilejowaną grupę społeczną stojącą w hierarchii dużo wyżej aniżeli zwykli Chińczycy korzystamy z propozycji. Wiemy bowiem doskonale, że mimo iż w wagonie i całym pociągu nie brakuje osób, którym jest ono potrzebne bardziej niż nam to i tak nie zostanie im nigdy zaproponowane. Dbanie o przyjazny wizerunek państwa to przecież jedno z żelaznych przykazań każdego z reżimów tego świata z Państwem Środka na czele. Dlatego niewiele mogąc zrobić nie staramy się walczyć z systemem. Dzięki temu resztę podróży spędzamy w wygodnym i przewietrzonym wagonie restauracyjnym gdzie po kilku godzinach snu obudzeni odpowiednio wcześnie przez obsługę wysiadamy na dworcu w Xichangu skąd od razu łapiemy autobus do miejscowości Luoshui położonej nag brzegiem Jeziora Lugu Hu...











 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017