Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Szlakiem Jedwabiu i Herbaty...    Shangri La
Zwiń mapę
2009
05
lip

Shangri La

 
Chiny
Chiny, Dêqin
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11749 km
 
Shangri La. To utopijna kraina znana z powieści Jamesa Hiltona pt.„Zaginiony Horyzont”. Mianem tym może poszczycić się również całkowicie już rzeczywista przy czym jednak trudno dostępna okolica Deqinu – ostatniego miasta w prowincji Yunnan przed Tybetem. Ten odludny zakątek wspomnianej prowincji swoją nazwę zawdzięcza nieskończonej wręcz pomysłowości chińskich władz, które w ten właśnie sposób kilka lat temu chciały przyczynić się do rozwoju turystyki w tym regionie, jednocześnie licząc po cichu na odwrócenie przynajmniej na jakiś czas uwagi świata turystyki od Tybetu…
Za siedmioma górami, siedmioma lasami, kilkoma czterotysięcznymi przełęczami…Tyle musi pokonać nasz rozklekotany autobus by przekroczyć granice tajemniczego królestwa Shangri La i ostatecznie szczęśliwie dotrzeć do położonego w jego samym sercu Deqinu. Bezpieczne dotarcie do celu naszej podróży oprócz sprzyjającemu nam od pewnego czasu losowi zawdzięczamy w zasadzie tylko kierowcy, który w czasie jazdy zachowuje niespotykany w tych stronach wśród innych użytkowników publicznych dróg zdrowy rozsądek. Z kolei w sytuacjach podwyższonego ryzyka, na których brak zdecydowanie nie możemy narzekać jego wręcz nienaturalny stoicki spokój nie mający zupełnie nic wspólnego z temperamentem przeciętnego Chińczyka mimo wszystko daje nam poczucie względnego bezpieczeństwa. Droga poprowadzona bowiem wzdłuż spienionej Jangcy obfituje w liczne, kilkudziesięciometrowe przepaście oraz ostre i wąskie zakręty, za którymi nigdy niewiadomo czego się spodziewać, a jeśli już spodziewać się czegokolwiek to tylko najgorszego w postaci nadjeżdżającej z naprzeciwka rozpędzonej ciężarówki…
Wciśnięty na sam spód wąskiej i głębokiej doliny Deqin tworzy dziwaczny twór przypominający tylko na pierwszy rzut oka miasto. Dno wspomnianej doliny zajmuje skompresowane do granic możliwości centrum obowiązkowo wraz ze wszystkimi budynkami i instytucjami, bez których nie mogłoby normalnie funkcjonować żadne miasto na świecie. Jest więc dworzec autobusowy, komenda policji, szpital, sąsiadujący z supermarketem urząd miejski. Jest również i szkoła, do której bram dochodzi główna ulica, pełniąca przy okazji rolę miejskiego deptaka. Skupione na powierzchni kilkuset metrów kwadratowych klaustrofobiczne centrum z tego powodu oczywiście musi być niezwykle tłoczne i gwarne. I jest. Dlatego w tej sytuacji widok piętrowych autobusów, ciężarówek, taksówek oraz innych pojazdów korkujących notorycznie główną ulicę miasta, niezależnie od pory dnia i nocy wypełnioną po brzegi tłumem migrujących we wszystkie możliwe strony ludzi dziwić po prostu nie może.
A miasto jak każde inne rozwijać się musi. Procesowi urbanizacji sprzyja niewątpliwie jego lokalizacja. Leży ono bowiem przy jedynej drodze w tym rejonie prowadzącej w dodatku do Lhasy. Będąc w zasadzie ostatnim przystankiem na długiej i odludnej drodze w kierunku stolicy Tybetu Deqin skupia w sobie każdego dnia rzesze handlarzy z pobliskich wiosek. Zgarbieni w pałąk pod ciężarem własnych wyrobów sprzedają je za pół darmo przejeżdżającym chińskim kupcom oraz zachodnim turystom stanowiących główne źródło ich utrzymania. A miasto w ten sposób korzysta dzięki czemu rozrasta się, wydzierając brutalnie naturze kolejne, dziewicze przestrzenie. Robotnicy budują drogi. Powstają nowe domy, nowe hotele, nowe połączenia autokarowe. I nawet mimo faktu, że Deqin ograniczony z każdej strony stromymi zboczami szybko pnie się do góry. Niczym bluszcz owija szczelnie swe betonowe pędy wokół okalających go zielonych wzgórz.
Deqin to nie tylko betonowy, bezduszny twór. Jego drugie oblicze tworzą bowiem wszechobecne, tłumnie odwiedzane głównie przez mnichów miejsca kultu Buddy nadające miastu niezwykłej atmosfery kontrastującej z surową architekturą budynków. Nie mniej jednak miasto krainą mlekiem i miodem płynącą zdecydowanie nie jest. Dlatego nawet tu w towarzystwie niezwykłej scenerii mimo, że proza życia wygląda zgoła odmiennie smakuje niestety zawsze podobnie o czym przypomina nam widok mijanych po drodze zrujnowanych domów i ich mieszkańców – zrujnowanych przez życie, wynędzniałych katorżnicza pracą Tybetańczyków. Dlatego kraina nosząca dumne miano Shangri La w rzeczywistości na pewno nią nie jest. Niewiele ma bowiem wspólnego z atmosferą tajemnicy i mistycyzmu, którą bez trudu można odnaleźć w trakcie lektury wspomnianej na początku powieści James'a Hiltona. Z tego wniosek, że owiana mgłą tajemnicy kraina Shangri La wciąż jeszcze przed nami dlatego pozostaje nam udać się tylko w dalszą drogę by odnaleźć w końcu poszukiwany „Zaginiony Horyzont”…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017