Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Szlakiem Jedwabiu i Herbaty...    Melixue Shan - W krainie Buddy...
Zwiń mapę
2009
10
lip

Melixue Shan - W krainie Buddy...

 
Chiny
Chiny, Kawakarpo
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11870 km
 
- Więc jak tam właściwie było? – ktoś kiedyś pewnie z ciekawością zapyta.
- W sumie nic specjalnego. W zasadzie tylko kilka intensywnych dni dreptania – mógłbym odpowiedzieć i po chwili dodać, ucinając tym samym temat:
- Owszem, trzeba przyznać krajobrazy, co najmniej urokliwe. A oprócz tego jak to w górach trochę przygód, trochę zabawnych sytuacji, trochę deszczu, trochę słońca. To wszystko.
- Kompletny ignorant!!! – zapewne pomyślałby ktoś o mnie, słysząc moją zapierającą dech w piersiach historię. A ja w duchu przyznałbym mu rację, zdając sobie doskonale sprawę z popełnionego przez siebie grzechu pychy. Opowiadałbym bowiem o górach Tybetu, które przez swoją niedostępność jawią się wielu z nas jako mistyczna, owiana gęstą mgłą tajemnicy kraina położona gdzieś na krańcu świata. W związku z tym tak lakoniczna odpowiedź, której mógłbym udzielić zupełnie nie wpasowałaby się w stylistykę tego wyobrażenia. Zdarłaby ona bowiem brutalnie całą magiczną otoczkę, z której słynie w świecie Tybet, a to z dużą dozą prawdopodobieństwa byłoby nie do przyjęcia zarówno dla mojego słuchacza i jak sądzę znacznego grona osób głęboko zafascynowanych obliczem krainy zbudowanym na bazie literatury podróżniczej i powszechnie panującej o tej części świata opinii.
Lecz mimo to tylko tak zdawkowa i może nazbyt protekcjonalna odpowiedź nasuwa mi się na wyżej postawione pytanie. W moim przekonaniu jednak jedyna właściwa. Nie jest ona bynajmniej wyrazem mojej próżności jak można by sądzić. Bo jeśli zgodnie z własnym spojrzeniem i sumieniem byłaby odzwieciedleniem trudnego do zdefiniowania choć niestety prawdziwego, towarzyszącego podczas całego trekkingu pod Kawa Karpo uczucia? Z powodzeniem mogłoby nim być na przykład coś mieszczącego się w obustronnie zamkniętym przedziale pomiędzy beznamiętnością, a rozgoryczeniem nie dającym pod żadnym pozorem prawa wstępu chwilowym stanom uniesienia i zachwytu nad fizycznym pięknem otoczenia, w którym się znalazłem.
- Gdzie zatem należy upatrywać przyczyn takich, a nie innych wspomnień z odbytego trekkingu, na który tak długo czekałeś? – nasuwa się od razu pytanie.
- Myślę, że nie ma to większego znaczenia skoro efekt końcowy niezależnie od jego przyczyn wyglądałby podobnie – odpowiedziałbym samemu sobie po czym zadał kolejne w moim mniemaniu jednak zdecydowanie ważniejsze:
- Czy miałbyś moralne prawo w ten sposób udzielić odpowiedzi ciekawemu świata słuchaczowi? – drążę dalej.
I w tym tkwi właśnie problem. To już bowiem zupełnie osobna sprawa i właśnie ona nie daje mi spokoju. Bo odpowiedzieć zgodnie z prawdą, przez co zburzyć w momencie wyobrażenie nie tylko mojego rozmówcy, ale również i swoje i każdego innego o wspaniałych i odległych, a dla wielu przecież nieosiągalnych nigdy rubieżach Tybetu to jedno dalekie jednak od ideału przy okazji stosunkowo niebezpieczne rozwiązanie. Z kolei łagodnie rzecz ujmując mijanie się z prawdą i idealizowanie nieco na siłę zgodnie z powszechnie utartym pojęciem o odległej krainie to drugie możliwe i na pewno bezpieczniejsze wyjście. Nie sądzę jednak czy lepsze. A wybrać przecież trzeba.
- Zatem prawda czy fałsz? – pytam po raz kolejny. Niestety ostatecznej odpowiedzi nie słyszę po dziś dzień…
Bijąc się z myślami podczas wędrówki po górach Melixue Shan, wyczerpany do cna moralnym dylematem po kilkugodzinnym morderczym podejściu w końcu osiągam przełęcz Nazong – La (3680 m n.p.m.) będącą ostatnim punktem na trasie naszego trekkingu. Od tego momentu już tylko z górki. Mimo, że idziemy razem jestem nieobecny. Czuję to zarówno ja jak i reszta grupy. Nikt na szczęście nie pyta. Doceniam to. Każdy ma w końcu prawo do przemyśleń. Mam jednak świadomość, że moje rozterki wynikają z wrodzonej naiwności, z której bądź, co bądź jestem trochę…dumny. Pewnie też dlatego milczę.
Cieszę się na myśl o powrocie. Oznacza to bowiem koniec moich rozterek. Tak przynajmniej mi się wydaje. Dając upust swojej narastającej z każdą chwilą irytacji, a także łudząc się po cichu i chyba oszukując jednocześnie, że w ten oto sposób zamknę ostatecznie nurtujący mnie od pewnego czasu temat dochodzę do wniosku, że mógłbym posunąć się dalej w swoim zuchwalstwie i zaryzykować stwierdzenie, że i owszem miałbym skrupuły ograniczyć się do udzielenia takiej, a nie innej odpowiedzi.
- W końcu to co ujrzałem to moje dlatego mam prawo ustosunkować się do odebranej rzeczywistości według własnych przekonań – usprawiedliwiam się w duchu.
Dzisiaj jednak nie jestem o tym zupełnie przekonany. Balansując bowiem pomiędzy skrajnie różnymi odczuciami ciężko pokusić się o jakikolwiek obiektywizm. Bo gdzie jeśli w ogóle szukać kompromisu pomiędzy realną oceną sytuacji pozbawiającej często zainteresowanych ideałów i marzeń, które z powodzeniem mogłyby i zapewne stanowią kodeks ich postępowania w codziennym życiu, a subiektywnym spojrzeniem, które w wielu przypadkach ma się zupełnie nijak w stosunku do prawdziwego obrazu rzeczywistości, ukazując ją tym samym w krzywym zwierciadle? Szczerze mówiąc nie wiem. Nie potrafię określić obszaru tych poszukiwań. Bo jego granice są niestałe i ściśle uzależnione od światopoglądu, którym kieruje się każdy z nas. Z tego też powodu, podając gotowe rozwiązanie, którym jest własna interpretacja faktów chcąc nie chcąc dla jednych pozostanę na zawsze ignorantem, któremu wszystko przychodzi zbyt łatwo, dla drugich z kolei bajkopisarzem ubarwiającym rzeczywistość wedle własnych gustów i humorów.
Dlatego by zadowolić wszystkich zainteresowanych zadałbym sobie jeszcze jedno ostatnie już pytanie, które brzmiałoby mniej więcej tak:
- Czy warto było przemierzyć pół świata by dotrzeć do granic Tybetu? – Bez chwili namysłu odpowiedziałbym:
- Odpowiedź może być tylko jedna…

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (25)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017