Spotkaliśmy ich przypadkiem w czasie podróży. Przemierzaliśmy wówczas zupełnie nieznaną nam krainę herbaty. Cała trójka jakby znużona promieniami upalnego, lipcowego słońca oczekiwała chłodu nadchodzącej nocy, chroniąc się pod nieco chwiejną konstrukcją skleconą naprędce z czegoś czego początkowo nie potrafiliśmy określić. Jej dach, rzucając zbawienny cień rozmydlał jednocześnie ich obecność w panującym wewnątrz półmroku. Lecz nawet mimo to naszym oczom nie umknęły podejrzliwe spojrzenia każdego z nich rzucane w stronę swoich kompanów. Ich lustrujący całe otoczenie wzrok niczym brzytwa przeszywał na wskroś gęste i lepkie powietrze, które unosiło się w środku pomieszczenia. W momencie stało się dla nas jasne, że choć przebywają ze sobą pod wspólnym dachem nie darzą się wzajemną sympatią, a imponujących rozmiarów kruchą budowlę tworzą wyłącznie…pozory.
Oni sami choć nieufni względem siebie gościny nam nie odmówili. Każdy z nich gorąco zapraszał, oferując co rusz to lepsze warunki mieszkalne oraz towarzyszące im osobliwe atrakcje. Jak na Azjatów przystało, przekrzykując się przy tym nawzajem tworzyli nieświadomie swoiste widowisko, którego niechcący staliśmy się uczestnikami. Ich co najmniej dziwne zachowanie w końcu musiało wzbudzić nasz niepokój. W momencie staliśmy się czujni, szukając z każdej strony podstępu. Nie mniej jednak coś intrygowało w tym dziwactwie. Bo przecież musiał istnieć jakiś powód bez wątpienia ważny, który sprawiał, że trzymali się w grupie. Na myśl nie przyszło nam jednak by zapytać wprost dlatego postanowiliśmy to sprawdzić i zaspokoić własną niepohamowaną ciekawość.
Każdy z nich był inny. Pierwszy o imieniu Dali powściągliwy, obdarzony niezwykle szlachetnymi rysami twarzy od samego początku sprawiał przyjazne wrażenie. Kunming z kolei wybuchowy o duszy awanturnika trzymał nas na dystans. Sami zresztą nie dążyliśmy do konfrontacji z nim, mając na uwadze jego potężne, muskularne ciało przyozdobione tu i ówdzie sporych rozmiarów szramami będącymi zapewne niczym innym jak tylko pamiątkami burzliwej przeszłości. A trzeci? Z nim był problem największy. Bo Xiguan mimo, że nie przejawiał ku nam właściwie żadnej wrogości czy chociażby niechęci, a wręcz przeciwnie intuicyjnie czuliśmy, że jest on szczery w swoim zachowaniu nie wiedzieć czemu męczył swoją obecnością. Był po prostu duży i brzydki. Z tego też powodu nie będąc zupełnie charakternym w ten właśnie sposób dał się postrzegać. Na pewno wymagał czasu, by pozwolić się w pełni poznać. My nie mieliśmy go niestety za wiele. Dręcząca nas łamigłówka czekać bowiem dłużej nie mogła.
Dali i Kunming. Na nich właśnie postanowiliśmy skoncentrować swoją uwagę. Oni bez wątpienia musieli wiedzieć znacznie więcej. Z dużą dozą prawdopodobieństwa ktoś z nich dzierżył klucz do rozwiązania całej zagadki. Tego byliśmy niemalże pewni. Spotkanie na osobności z każdym z nich stało się zatem koniecznością. A my rzecz jasna w żadnym wypadku nie zamierzaliśmy przy tej okazji zdradzać własnych zamiarów.
Podjęci gościną Xiguana pod pozorem odbycia dłuższej wycieczki pewnego dnia udaliśmy się więc z wizytą w rodzinne strony Daliego. Ponieważ mieszkał on w bliskim sąsiedztwie Xiguana rzekomy rekonesans po okolicy, którym się wytłumaczyliśmy nie wzbudził podejrzeń naszego gospodarza. Dzięki temu bez przeszkód dotarliśmy na umówione wcześniej potajemne spotkanie. Dali ubrany w tradycyjny, chiński strój już od pewnego czasu oczekiwał naszego przybycia nad brzegiem malowniczego jeziora. Barwna szata, którą przywdział wykonana ze szlachetnej tkaniny, będąca doskonałą repliką kreacji noszonych w zamierzchłych czasach przez najpotężniejszych władców podkreślała jego królewskie pochodzenie. On sam wyważony w słowach, o ruchach dostojnych niczym możny krainy herbaty sprawiał wrażenie osoby, co najmniej nie z tej epoki. Nie był jednak hojny jak na króla przystało. Odsłaniając przed nami, co krok niezwykłej urody miejsca i wytworne lokale, których to musiał być częstym gościem zapraszał w ich progi, kusząc wyszukanymi potrawami i wyrobami. Nie był jednak szczery w swym zachowaniu. Z każdą chwilą coraz bardziej wyczuwalna nerwowość w jego poczynaniach utwierdzała nas tylko w tym przekonaniu. Z kolei głęboka potrzeba wstrzemięźliwości w jedzeniu i piciu jak również w zaspokajaniu własnych kaprysów w postaci nieprzemyślanych zakupów wymuszona przede wszystkim ograniczoną zasobnością naszego portfela skutecznie stawiała opór jego nachalnym namowom, z czego zresztą nie ukrywając nawet przed nim byliśmy niezmiernie radzi. I prawdopodobnie ów fakt zadecydował o dalszej znajomości z królem. Jego gwałtowny wybuch irytacji, którą do tej pory tłumił w sobie spowodowany niewątpliwe nieudaną próbą wyciągnięcia od nas pieniędzy ostatecznie obnażył jego prawdziwe oblicze. Król był nagi. Dali, okazując się nikim innym jak tylko marnej klasy szarlatanem nie był wart dalszej uwagi. Wszystko bowiem co miał do zaoferowania zostało już pokazane niestety wraz z jego całą obłudą. Tym samym nasze drogi ostatecznie musiały się rozejść dlatego trochę zawiedzeni wróciliśmy do Xiguana. On sam był postacią może nie nazbyt pasjonującą na pewno jednak poczciwą, która dobrze nam życzy. Dlatego z dala od domu, zdani wyłącznie na siebie mieliśmy dokąd pójść. Dla nas w tej chwili to było najważniejsze, ale oprócz tego nie dając się zwieść oszustowi po raz kolejny utwierdziliśmy się w przekonaniu by podczas dalszej podróży z rozwagą zawierać wszelkie nowe znajomości. Tyle jeszcze bowiem było przed nami…
Z Xiguanem pożegnaliśmy się na dworcu kolejowym. Tutaj, co ciekawe po raz pierwszy od wyjazdu z Polski spotkaliśmy rodaków zwabionych tak jak zresztą i my tajemniczą legendą o smoku, który to już niebawem bo za dni parę miał połknąć słońce…
By jednak dotrzeć do jego królestwa musieliśmy najpierw spotkać się z Kunmingiem. To on bowiem panował niepodzielnie w krainie herbaty. Decydował zarówno o doli tych, którzy tu mieszkali, ale również o losach śmiałków, którzy tu docierali. A tych ostatnich dodajmy wciąż było niewielu. Kunming miał władzę absolutną, której macki sięgały do najodleglejszych nawet zakątków krainy, w której niepodzielnie rządził. Z tego też powodu miał również kilku oponentów mających spore zakusy do objęcia po nim władzy. Największym z nich czego można było się spodziewać okazał się Dali szukający sojuszników wszędzie tam gdzie było to możliwe. Pierwszą ofiarą natomiast omamioną wielkimi obietnicami tego największego spiskowca i oszusta w okolicy był niestety...Xiguan. Nie mniej jednak to właśnie z jego ust zupełnie niespodziewanie padły słowa wyjaśniające całą intrygę. To co usłyszeliśmy jasno tłumaczyło bowiem wspomniane na początku spotkanie całej trójki. Bo jak się miało okazać wielka rozgrywka pomiędzy nimi toczyła się o najwyższą stawkę, którą był prymat w krainie herbaty.
Dlatego by nie wzbudzić gniewu Kunminga bo przypomnijmy był to zawadiaka wielki postanowiliśmy przezornie złożyć mu wizytę, udając się do niego pociągiem. Wysiadając na dworcu w momencie okazało się, że nasz przyjazd w te strony jest już długo oczekiwany. Jak na potężnego władcę krainy herbaty przystało Kunming doskonale poinformowany o naszym rychłym przybyciu kazał posłać po nas pokaźne grono swoich poddanych. Oni z kolei w momencie otoczyli nas szczelnym kołem, nie pozwalając się z niego wydostać dopóty dopóki nie skorzystamy z jednej z wielu ofert noclegu dostosowanej oczywiście do naszych potrzeb. Nie wahając się długo z przyjemnością skorzystaliśmy, dziękując przy tym serdecznie gospodarzowi, który trzeba przyznać tym jakże miłym acz niespodziewanym gestem zrobił na nas dobre wrażenie. Z powodu stosunkowo późnej pory dzisiaj był już jednak nieuchwytny, za co zresztą uprzejmie przeprosił ustami swoich podwładnych.
Ranek dnia kolejnego przyniósł w końcu długo oczekiwaną audiencję. Wyniosły i dumny Kunming przywitał nas ciepło, a dystans powstały na pierwszym spotkaniu zniknął gdzieś bezpowrotnie. Zamiast niego natomiast pojawił się promienny uśmiech, który bądź, co bądź kontrastował wyraźnie z potężną sylwetką Kunminga, a przede wszystkim z opinią bezwzględnego władcy, która krążyła o nim w dalekim świecie. Ów fakt nie miał bynajmniej żadnego wpływu na nasze spotkanie. Trwające do późnych godzin nocnych upłynęło bowiem w życzliwej atmosferze, a jego uwieńczeniem był wręczony nam symboliczny podarek w postaci kilku krążków najlepszych gatunków uprawianej tu herbaty.
Niestety śpieszno było nam jechać dalej o czym zresztą doskonale wiedział Kunming. Problemów żadnych jednak nie robił, a wręcz przeciwnie pomógł w kontynuowaniu podróży. Z tego też powodu już wczesnym rankiem dnia następnego ruszyliśmy w dalszą drogę w poszukiwaniu legendarnego smoka. Jego rychłe nadejście dobitnie zwiastował widok zaaferowanych mieszkańców królestwa herbaty, kierujących wzrok ku słońcu. One jednak wciąż świeciło mocą wielką i nic nie wskazywało by mogło być inaczej. Lecz mimo to coś wisiało w powietrzu. Ludzie wiedząc o tym nie dali jednak zwieść się iluzji. Bo rzeczy, które widzimy często nie są takimi jakimi wydają się z pozoru. Świadczyć o tym może chociażby opisana tu historia. Bo ostatecznie przecież dla nas dobry okazał się złym, a zły dobrym. Brzydki z kolei, pozostając tylko brzydkim potwierdził tym samym wspomniany wyżej wyświechtany truizm, który my jednak w krainie herbaty odkryliśmy zupełnie na nowo. Stanowi on jednocześnie ostateczne rozwiązanie stworzonej wskutek błędnej interpretacji faktów przez nas samych zagadki i całej historii. Do dziś jednak wciąż otwartym pozostaje jedno pytanie: jak ułożyłaby się cała historia gdyby dobry okazał się...no właśnie. Możliwości jest co najmniej kilka, odpowiedzi natomiast o wiele więcej. My póki co znamy jedną, może kiedyś poznamy kolejną...
WYSTĄPILI:
Dobry - Kunming
Zły - Dali
Brzydki - Xiguan