Geoblog.pl    Visionaire    Podróże    Szlakiem Jedwabiu i Herbaty...    Tam gdzie smog połknął słońce...
Zwiń mapę
2009
24
lip

Tam gdzie smog połknął słońce...

 
Chiny
Chiny, Beijing
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14675 km
 
22 lipca 2009 roku był dniem, który stanowił kulminacyjny punkt wyprawy. Tuż po zaćmieniu słońca dokładnie o 9 28 czasu lokalnego rozpoczęliśmy bowiem długotrwały proces powrotu. Jak się później okazało miał on potrwać ponad... dwa miesiące, bijąc tym samym na głowę wszelkie nasze prywatne rekordy w tej konkurencji, które przy tym osiągnięciu wypadały po prostu blado. Nie mniej jednak z każdą chwilą sukcesywnie zmniejszał się dystans dzielący nas od domu. I nawet mimo, że w Polsce mieliśmy pojawić się dopiero pod koniec września fakt o powrocie przyjęliśmy z lekkim niedowierzaniem, ale przede wszystkim z niemałym smutkiem. Wszystko to, co jeszcze wczoraj było przed nami, pozostając wciąż w sferze marzeń i nie pozwalając spać po nocach dzisiaj stanowiło już przeszłość, z którą pozostało tylko rozliczyć się po powrocie do domu. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę tułaczy tryb życia, który prowadzimy od ładnych paru lat ciężko nam było pokusić się o zdefiniowanie, nie wspominając nawet o próbie umiejscowienia naszego domu na Ziemi, którym w tej chwili mógłby być jedynie i chyba po prawdzie był nasz namiot. Ale i to niebawem miało się przecież zmienić. Odezwała się bowiem w końcu nieznośna niepewność jutra. Do życia znów powoli budziły się uśpione na pewien czas dręczące myśli związane z nadchodzącą przyszłością, która niestety jawiła się bardzo mgliście, ni w ząb nie chcąc przybrać chociażby w miarę realnych kształtów.
Mniej więcej w takich właśnie nastrojach opuszczaliśmy bezpieczną ostoję spokoju, którym rozkoszowaliśmy się w zaciszu chińskiej prowincji. Ona sama, emanując prawie namacalną atmosferą harmonii człowieka z przyrodą całkowicie odbiegała od wizerunku szalonych i przebojowych, a często obłędnie wręcz zwariowanych chińskich metropolii.
Tak się akurat niefortunnie składało, że właśnie teraz nie pozostało nam nic innego jak tylko zapuścić się na jakiś czas w ten drapieżny świat i zmierzyć się z obliczem jednego z największych miast zarówno w Chinach jak i całej Azji, stolicy Państwa Środka – Pekinu, do którego stopniowo zbliżaliśmy się z każdą minutą uciążliwej podróży pociągiem.
O tym, że powoli dojeżdżamy poinformowała nas szara i gęsta, póki co jeszcze bezwonna choć ograniczająca silnie widoczność wydzielina, w którą nagle wjechaliśmy. Mimo, że do planowanego przyjazdu pozostawało wciąż grubo ponad dwie godziny wiedzieliśmy, że sprawcą tego ohydztwa, którym będziemy musieli przez jakiś czas oddychać musi być bez wątpienia Pekin. A ponieważ prędkość, z którą mknął nasz pociąg była naprawdę imponująca (jak na polskie realia) szybko doszliśmy do przerażającego wniosku dotyczącego ogromu skali zjawiska będącego niczym innym jak tylko odrażającym i śmierdzącym smogiem, który swym wielkim cielskiem przesłonił słońce, rzucając ponury cień na stolicę Chin. Nawiasem mówiąc smog zamiast kurczyć się z każdym dniem rośnie w siłę, obejmując swoim zasięgiem coraz to nowe obszary kraju. Jest on bowiem suto karmiony przemysłową pożywką przygotowywaną każdego dnia z emitowanych do atmosfery ubocznych produktów działalności niezliczonej tutaj ilości dymiących fabryk i morza samochodów. W tym miejscu należy również dodać, że ów industrial jest efektem odpowiednio ukierunkowanej polityki kraju, która kompromisu nie uznaje i nic nie wskazuje by w najbliższym czasie coś się miało zmienić w tej kwestii. Z tego też powodu oczywistym jest, że taka sytuacja jak powszechnie wiadomo musi i odbija się w szerokim świecie czkawką, wzmagając tylko od jakiegoś czasu i tak niemały przecież i co gorsza wciąż narastający konflikt pomiędzy zachodnimi mocarstwami, a Państwem Środka uzewnętrzniany na każdych kolejnych światowych szczytach klimatycznych, które wydaje się jednak, nie mają wiele wspólnego ze szczerą troską o naszą planetę, a bardziej z obawą o stan gospodarki, a co za tym idzie o zasobność portfeli każdego z ich uczestników.
Ale odłóżmy to wszystko na bok. Bo sprawa choć niewątpliwie poważna w żadnym razie nie zmienia jednak faktu, że w tak zanieczyszczonym środowisku mimo wszystko można z powodzeniem żyć i mieszkać o czym jednoznacznie przekonują wartkie rzeki ludzi wypełniające po brzegi głębokie i szerokie uliczne koryta miasta. Płynące we wszystkich kierunkach ludzkie strumienie na pierwszy rzut oka wydają się dużo szersze i zdecydowanie bardziej rwące aniżeli te spotykane w innych metropoliach świata. Tak samo jednak, a może nawet jeszcze bardziej są bezbarwne i anonimowe. Składają się bowiem zresztą jak we wszystkich innych wielkich aglomeracjach świata z milionów jednostek ludzkich, które je budują z tą tylko różnicą, że tu w Pekinie ich twarze w większości przysłaniają białe, a raczej szare, chirurgiczne maski chroniące przed zepsutym powietrzem. Dlatego widok przemierzających uliczne chodniki bliźniaczo podobnych do siebie ludzi przypominających do złudzenia trybiki doskonale funkcjonującej maszyny pogłębia tylko uczucie osamotnienia i zagubienia, pozbawiając ze wszelkich, indywidualnych cech każdego kto dociera do Pekinu – miasta, w którym skażenie powietrza podobno jest tak duże, że każdy spędzony w nim dzień równoznaczny jest z wypaleniem dwóch paczek papierosów…
Siedem dni. Tyle czasu spędzamy w Pekinie. W przeliczeniu zatem, zgodnie z powyższą zależnością okres ten stanowi równowartość czternastu wypalonych paczek papierosów. Dane przerażają. Szczęśliwie jednak nie stwierdzamy do dzisiaj żadnych uszczerbków na zdrowiu więc może diabeł nie taki straszny jak go malują? Diabeł może i nie, a sam Pekin? Wbrew pozorom wydaje się, że chyba też nie. Bo zaledwie tych kilka dni okazuje się wystarczająco dużo by bez problemu się z nim oswoić. Trzeba jednak w tym miejscu uczciwie przyznać, że pierwsze chwile, które spędzamy w mieście do łatwych z pewnością nie należą.
Z dworca wychodzimy bezpośrednio na ulicę. Od razu bez walki dajemy się porwać wartkiemu nurtowi ludzi, który zabiera nas… no właśnie gdzie. Tego nie jesteśmy w stanie ustalić, błądząc w labiryncie wąskich hutongów. Zresztą w tej chwili to akurat nie ma większego znaczenia. Robi się późno dlatego też znalezienie jakiegokolwiek lokum stanowi priorytet. Ale łatwo nie jest. Wszystkie hotele, hostele i nawet obskurne speluny pretendujące do miana, co najwyżej zwykłych noclegowni (brawa za ambicje!!!) każą płacić za pokój astronomiczne sumy, na które na tym etapie podróży pozwolić sobie po prostu już nie możemy. To sprawia, że postanawiamy udać się do położonej nieco dalej od centrum dzięki czemu odrobinę tańszą części Pekinu. Taką mamy przynajmniej nadzieję...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Visionaire
Tomasz Kik
zwiedził 13% świata (26 państw)
Zasoby: 250 wpisów250 107 komentarzy107 1577 zdjęć1577 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.04.2018 - 04.08.2018
 
 
11.09.2017 - 06.10.2017